Rozpoczynamy serię artykułów poświęconych wskaźnikowi ROE. Jest to jedna z najbardziej fascynujących metod analizy fundamentalnej. W ramach naszego cyklu pokażemy różnorodne zależności między ROE a wartością akcji, wskaźnikami wyceny i dźwignią finansową. Pokażemy sposoby wykorzystania tej metody do poszukiwania obiecujących inwestycji.
ROE to skrót od „return on equity", co dosłownie można przetłumaczyć jako: „zwrot (stopa zwrotu) z kapitału własnego" (w angielskim słowo „equity" bywa używane także w innym znaczeniu: „akcje"). Często używa się też określenia: rentowność kapitałów własnych. Nazwa podpowiada od razu sposób, w jaki oblicza się ten wskaźnik. Wzór jest bardzo prosty, przynajmniej na pierwszy rzut oka:
ROE = zysk netto / kapitał własny spółki.
Kłopoty i wątpliwości zaczynają się, kiedy się zastanawiamy, jakie dokładnie wartości należy podstawić do tego wzoru. Po pierwsze, co dokładnie należy rozumieć przez zysk netto? Jeśli spojrzymy do sprawozdań finansowych spółek, to często natrafimy na pozycje takie jak: zysk netto z działalności kontynuowanej, zysk netto z działalności zaniechanej, zysk netto przypadający na akcjonariuszy jednostki dominującej itp. Którą pozycję należy wziąć pod uwagę? Odpowiedź w dużym stopniu zależy od tego, w jakim celu analizujemy ROE. Jeżeli chcemy zbadać trendy rentowności na dłuższą metę, to być może rozsądne będzie użycie zysku netto z działalności kontynuowanej. Jeśli natomiast chcemy wiedzieć, jak efektywnie firma zarządza pieniędzmi akcjonariuszy, to być może najwłaściwsze jest użycie pozycji: zysk netto przypadający na akcjonariuszy jednostki dominującej.
Ważne jest, by do użytej pozycji dotyczącej zysku dopasować pozycję związaną z kapitałami własnymi. Jeśli przyjęliśmy zysk dla akcjonariuszy jednostki dominującej, to tak samo należy postąpić w przypadku kapitałów, bo inaczej kalkulacja może stracić sens ekonomiczny.