Rada Polityki Pieniężnej kilka dni temu obniżyła stopę referencyjną o 0,50 pkt proc., do równego 1 proc., czyli najniższego poziomu w historii. Jedną z najbardziej uzależnionych branż od poziomu stóp procentowych są banki. W ich przypadku cięcie oznacza więcej niekorzystnych niż korzystnych skutków.
Najważniejsza struktura finansowania
Wprawdzie w krótkim okresie spadek stóp procentowych pomoże jednorazowo bankom, podnosząc wycenę posiadanych przez nie dłużnych papierów wartościowych. Jednak w długim terminie oznacza to także mniejszą rentowność nowych obligacji, które banki będą kupowały.
Jednak w długim terminie ważniejszy jest wpływ cięcia stóp na marżę odsetkową i wynik odsetkowy, najważniejszy rodzaj przychodów banków (w 2019 r. stanowił 69,6 proc. wszystkich przychodów polskiego sektora). Mechanizm wpływu cięcia stóp na wynik odsetkowy jest prosty – niższe stopy oznaczają spadek przychodów odsetkowych. W Polsce dotyczy to nie tylko nowych kredytów, ale i tych już udzielonych, bo zdecydowana większość ma zmienną stopę procentową uzależnioną od sumy marży banku i stopy WIBOR. Spadek tego wskaźnika referencyjnego następuje szybko i niemal od razu uderza w przychody odsetkowe banków. Z drugiej strony koszty odsetkowe nie maleją w takim samym tempie, bo z kolei zdecydowana większość depozytów ma stałe oprocentowanie. Wprawdzie banki dążą do zmniejszenia stawek, w pierwszej kolejności bieżących, a później także terminowych, po ich odnowieniu, ale skala tego spadku nie jest zwykle równa spadkowi przychodów odsetkowych (co powoduje erozję marży odsetkowej). Teraz sytuację z cięciem stawek komplikuje fakt, że średnie oprocentowanie depozytów gospodarstw domowych i firm jest już bardzo niskie (w styczniu wyniosło odpowiednio 0,78 proc. i 0,69 proc.), a najtaniej finansujące się banki zbliżają się w okolice 0,5 proc., więc potencjał do cięcia stawek jest już ograniczony. To jednak bardziej zmartwienie w razie kolejnego cięcia, choćby tylko o 0,25 pkt proc. (obniżenie stawek depozytów utrudnia bardzo duży udział, sięgający rekordowych 65 proc. depozytów bieżących, do których zaliczają się głównie niemal niemające oprocentowania rachunki oszczędnościowo-rozliczeniowe, więc nie ma tu już z czego schodzić). Średnie oprocentowanie tylko bieżących depozytów gospodarstw domowych to zaledwie 0,47 proc., a firm 0,44 proc. Im bliżej zera, tym bankom trudniej będzie skutecznie reagować po stronie kosztów finansowania na spadek przychodów odsetkowych. Na razie jednak śmiało mogą ciąć stawki lokat, bo niewielu klientów wycofuje pieniądze z banków w takim stopniu, aby zaszkodziło to wskaźnikom płynności.
Wpływ cięcia stóp procentowych na pogorszenie wyniku odsetkowego jest tym wyższy, im większy jest udział bieżących depozytów (nisko lub wcale nieoprocentowanych) w całości środków klientów zdeponowanych w banku. Dzieje się tak, bo zmiana oprocentowania depozytów bieżących w mniejszym stopniu jest uzależniona od zmian stóp RPP. Dlatego takim bankom trudniej jest zareagować i w odpowiednim stopniu ściąć koszty finansowania depozytami (ze względu na duży udział bieżących spora część depozytów takiego banku już jest prawie nieoprocentowana). To oznacza, że największe banki z dużym udziałem depozytów bieżących mogą w wyniku odsetkowym odczuć cięcie najbardziej. Mniejsze zaś, które nie mają dużo wiernych klientów z trwałą relacją, przez co mają relatywnie sporo depozytów terminowych, w mniejszym stopniu odczują w wyniku odsetkowym cięcie stóp, bo mają więcej przestrzeni na obronę marży poprzez obniżenie stawek depozytów, głównie terminowych. Zwykle banki starają się jak najszybciej ciąć oprocentowanie depozytów w razie obniżenia stóp i oddalić moment ich podnoszenia po zwiększeniu stawki referencyjnej przez RPP. Teraz warunki im sprzyjają ze względu na nadpłynność – banki nie muszą konkurować ceną o depozyty, bo tych przybywa szybciej niż kredytów.