Oto komentarz Piotra Neidka do dzisiejszego przełamania przez WIG20 poziomu 2200 pkt:
Wprawdzie kluczowe warszawskie indeksy są poniżej dziennej dwusetki (średniej z 200 sesji), która w ostatnich dniach zaczęła już opadać, jednakże nie upoważnia to nas do posługiwania się słowem bessa.
Z podręcznikowego punktu widzenia ważne jest, aby długość spadkowej fali liczona od kluczowego szczytu hossy zniosła więcej niż 20 proc. wartości indeksu. Biorąc na warsztat WIG20 oraz WIG, okazuje się, że granica hossa/bessa wciąż jest utrzymana. Dla benchmarku blue chips poziom ten przebiega na wysokości 2099 pkt, zaś dla indeksu szerokiego rynku na wysokości 54 346 pkt i dopóki ceny zamknięcia (close) wypadają powyżej, dopóty używanie słowa bessa jest nadużyciem.
Owszem, rynek jest słaby, a nawet bardzo słaby, minima są łamane, zaś otoczenie zewnętrzne nie wykazuje tendencji zwyżkowych, niemniej od strony akademickiej – jak i praktycznej – za wcześnie jest na to, aby w nagłówkach pojawiło się słowo na „b". Niestety nie można wykluczyć, że na wiosnę pojawią się długoterminowe sygnały SELL, szczególnie, kiedy uwzględni się cykl Bennera-Fibonacciego (według którego w 2018 r. powinna zacząć się trzyletnia bessa).
Na uwagę zasługuje zachowanie się jankeskich długoterminowych obligacji, które we wtorek wybiły linię szyi formacji oG&R (odwróconej głowy z ramionami) osadzonej na dziesięcioletnim trendzie wzrostowym i jeśli bondy zaczynają zmieniać trend na wzrostowy, to niestety, ale indeks S&P 500 powinien kończyć hossę.