GS: Giełdy papierów wartościowych z całego świata zmagają się ze spadającą liczbą ofert publicznych i zmniejszającymi się obrotami. Wygląda na to, że w pewnym sensie wychodzą one z mody. Z drugiej strony rośnie jednak popularność crowdfundingu, private equity, venture capital i wszystkich niepublicznych aktywów. Jak pańska giełda sobie z tym radzi?
PK: Prawdopodobnie raczej powinienem powiedzieć, jak powinny sobie z tym radzić giełdy, gdyż nasza giełda nie robi niczego innego niż inne parkiety. Opisałeś to wszystko perfekcyjnie. Może nieco nie zgodziłbym się w kwestii crowdfundingu, który jest naprawdę malutką częścią rynku. Jest raczej problem z private equity. Te fundusze ściągają spółki z giełd. Mamy do czynienia z dużą, sejsmiczną zmianą w zarządzaniu aktywami – od portfeli aktywnych ku pasywnym, takich jak ETF koncentrujące się na spółkach blue chip. To pozostawia średnie i małe spółki pozbawione uwagi. To są duże problemy. Widzieliśmy te zmiany w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat, ale delistingi trwają już od kilku lat. Musimy więc jako branża podjąć śmiałe działania. Musimy rozmawiać z regulatorami, jak reagować na te trendy.
GS: Czy powiedziałby pan, że giełdy papierów wartościowych są objęte nadmiernymi regulacjami?
PK: Oczywiście, giełdy papierów wartościowych są nadmiernie regulowane, ale nie tylko one. Np. dyrektywa MIFiD II przyniosła nadmierne regulacje dla branży, a szczególnie dla handlu akcjami przez inwestorów indywidualnych. Handel akcjami przez inwestorów indywidualnych stał się najtrudniejszy od 20 lat. Prawdopodobnie powinniśmy nieco poluzować regulacje. To jeden z największych problemów.