Kilka lat temu to Legia i Lech były wymieniane jako te kluby, które jako pierwsze mogą sprzedać akcje na rynku publicznym i trafić na giełdę. – Moim zdaniem jest na to jeszcze za wcześnie i na pewno nie jest to droga dla wszystkich. Pozyskane środki nie zmieniłyby znacząco sytuacji finansowej i sportowej drużyn. Jednorazowy zastrzyk w postaci kilku czy kilkunastu milionów złotych może pomóc rozwiązać chwilowy problem albo sfinansować konkretną inwestycję. Taka inicjatywa nie zmieni znacząco poziomu sportowego klubu, szczególnie w krótkim terminie – mówi „Parkietowi" Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa.
Mioduski podkreśla, że potrzebne jest podniesienie wartości klubów poprzez poprawę jakości organizacyjnej i dywersyfikację przychodów. To jego zdaniem pozwala ograniczyć uzależnienie stabilności budżetowej od wyników sportowych. – Istotny wzrost praw medialnych, które stanowią główne źródło przychodu dla wielu klubów, sprawia, że rośnie atrakcyjność dla sponsorów. Problemem pozostaje wycena rzeczywistej wartości, która w przypadku tak nietypowych i skomplikowanych podmiotów jak kluby piłkarskie, jest trudna do oszacowania – mówi właściciel Legii Warszawa. Wisła Kraków przy parametrach ostatniej emisji (5 proc. akcji o wartości 4 mln zł) została wyceniona na 80 mln zł. – W przypadku największych polskich klubów wartość ta będzie kilkukrotnie większa i prawdopodobnie sięgnęłaby dziś ok. 100 mln euro. Oznacza to jednak, że nawet największe kluby, takie jak Legia czy Lech, są wciąż stosunkowo niewielkimi podmiotami gospodarczymi, uzależnionymi od wielu czynników ryzyka, co mogłoby wpływać na istotne wahania kursu akcji. Atrakcyjny jest wysoki poziom medialności, choć ilość plotek, spekulacji i wydarzeń nieprzewidywalnych (np. kontuzje) może tworzyć mieszankę wybuchową na rynku kapitałowym – podkreśla Mioduski.
Jego zdaniem świat piłki rządzi się swoimi prawami i dlatego kluby mogą być dobrym pomysłem dla inwestorów na dywersyfikację. – Bliski naszym aspiracjom jest Ajax Amsterdam, wyceniany na giełdzie na ponad 300 mln euro. Kilka dni temu po zwycięstwie nad Realem Madryt 4:1 w meczu Ligi Mistrzów kurs akcji amsterdamskiego klubu wzrósł o 7,8 proc. Dużo? Reakcja dość spokojna, biorąc pod uwagę skalę zaskoczenia i sportowy wymiar tego sukcesu. Tym właśnie różni się piłka nożna od innych sektorów rynku. W piłce najważniejsze są emocje. Akcjonariusze Ajaxu potrafią nad nimi zapanować, ale uczą się tego już od 21 lat – mówi nam Mioduski.
Na tzw. małej giełdzie, czyli NewConnect, notowane są dwa kluby piłkarskie: Ruch Chorzów oraz GKS Katowice. Obydwa jeszcze do niedawna grały na zapleczu Ekstraklasy, teraz pozostał tam już tylko GKS. Jak swój debiut na głównym rynku giełdy ocenia Ruch Chorzów? – Od strony finansowej nie były to dla klubu duże pieniądze, na akcjach Ruchu nie ma płynności, natomiast nasze działania nabierają znaczenia w momencie, w którym staramy się pozyskać dużego inwestora. Gdy wchodziliśmy na giełdę roczny budżet klubu wynosił około 15 mln zł. Z emisji akcji pozyskaliśmy tylko 2 mln zł. Kwestia jawności i transparentności danych jest dla nas wartością, dla której utrzymujemy spółkę na NewConnect. Inwestorzy wówczas przychylniej spoglądają na podmioty sportowe, a w szczególności kluby piłkarskie – mówi Witold Jajszczok, rzecznik prasowy Ruchu Chorzów.
Piłka nożna to wielkie emocje, ale też wielki biznes – większe środki finansowe klubów przekładają się na droższe transfery. Te z kolei podnoszą atrakcyjność i medialność ligi, a same kluby osiągają wtedy większe przychody pozwalające na inwestycje m.in. w infrastrukturę czy szkolenie młodzieży. Może doczekamy się kiedyś liczniejszej grupy klubów, które zdecydują się na wzmocnienia kapitałowe poprzez publiczne emisje akcji. To, że byłby na nie popyt i że w społeczności kibiców drzemie ogromna siła, pokazała Wisła Kraków.