W analizach rynku mieszkaniowego od czasu do czasu pojawia się temat demografii, starzejącego się społeczeństwa, wyludniania miast – słowem, niektórzy szacowaną na 2 mln lokali lukę traktują jako przekaz propagandowy deweloperów. Jak rzeczywiście ta demografia wygląda i czy mieszkań będzie w pewnym momencie za dużo?
Jeżeli spojrzymy na to, jak zachowuje się rynek, to rynek sam daje nam odpowiedź. Wyniki sprzedaży deweloperów, popyt, z którym spotykają się wprowadzane przez firmy inwestycje, świadczą o tym, że potrzeby mieszkaniowe są. Jak rozumiem, pytanie jest takie, czy za dziesięć lat nie okaże się nagle, że stoją w Polsce tysiące pustych mieszkań, z którymi nie wiadomo co zrobić.
Odpowiedź wydaje się oczywista. Jeżeli popatrzymy na Polskę w perspektywie tego, jak wygląda sytuacja mieszkaniowa w innych krajach, to u nas mamy jedne z najbardziej przeludnionych mieszkań w Europie. Tylko na Łotwie jest gorzej. Według ostatnich danych Eurostatu ponad 35 proc. ludności mieszka w lokalach, które są po prostu za ciasne dla jej potrzeb. Więc jeżeli spojrzymy na to z tej strony, to na pewno nie jest tak, że tych mieszkań będzie za dużo – jest naturalna potrzeba wyrównywania do średniej, do przeciętnego standardu życia europejskiego.
Druga sprawa jest taka, że zmienia się struktura ludności. Z jednej strony prognozy demograficzne są dla Polski nieubłagane: nawet jeżeli GUS uwzględnia migrację, to w perspektywie dziesięciu lat będzie nas 36 mln, a więc spadek jest znaczny, równocześnie społeczeństwo się starzeje, zmieniają się potrzeby, pojawia się problem tzw. więźniów czwartego piętra, osób, które mieszkają w lokalach niedostosowanych. Tu pojawi się nam dodatkowy popyt. Już obserwujemy, że według narodowego spisu powszechnego z 2021 r. pojawiły się obszary, na których mieszkań niezamieszkanych było więcej, ale to często tereny niezurbanizowane. Możemy sobie wyobrażać, że są to lokale o niższym standardzie, które po prostu nie spełniają obecnie wymaganych potrzeb. Bo cóż z tego, że za dziesięć lat mieszkaniec Wrocławia mógłby kupić pustą nieruchomość gdzieś 100 km od miasta, skoro jest ona pozbawiona łazienki itd.
Nie musimy się obawiać, że w perspektywie dziesięciu lat będziemy mieli Polskę pustych mieszkań. Z jednej strony przeciwdziała temu zmiana potrzeb, dążenie do wygodniejszego stylu mieszkania. Do tego, choć liczba ludności się zmniejsza, to równocześnie rośnie liczba gospodarstw domowych, bo zmienia się styl życia, nie mamy już rodzin wielopokoleniowych. Wzrost liczby gospodarstw domowych również będzie powodował wzrost popytu na mieszkania.