Żaden z kandydatów nie zdołał jeszcze wypracować wyraźnej przewagi, co może skłaniać obie strony do wychodzenia z kolejnymi, kontrowersyjnymi pomysłami – taka niepewność to nie jest coś, co rynki lubią najbardziej. Według szacunków BofA zarówno postulowane przez Harris podwyżki stawki podatku korporacyjnego z 21 do 28 proc., jak i forsowane przez Trumpa radykalne podniesienie ceł spowodowałyby podobny, 4–5-proc. spadek zysków firm z Wall Street.

Wszystko to oznacza, że wrzesień i październik mogą stać, zgodnie z przedwyborczą tradycją, pod znakiem silnej zmienności na rynkach (ten efekt ustępował w momencie, w którym wybory były już faktem). Ta zmienność już teraz jest wyraźnie widoczna. Ostatnie tygodnie to prawdziwa huśtawka nastrojów. Zderzenie indeksu S&P 500 z lipcowym szczytem, z którego runął na początku sierpnia i do którego potem szybko powrócił, wywołało znów przecenę.

Na kampanię wyborczą i efekt sezonowy nakłada się jeszcze nadchodzące wielkimi krokami posiedzenie Fedu (17–18 września). Najnowsze dane z amerykańskiego rynku pracy nie rozjaśniły sytuacji. Z jednej strony nie były tak słabe (jak te za lipiec), by zmusić Fed do 50-punktowej obniżki stóp. A z drugiej nie były na tyle dobre, by definitywnie oddalić widmo recesji.