Gdy czytam artykuły podsuwane mi przez algorytmy wyszukiwarki, co chwilę trafiam na tekst, że kolejna restauracja jest zamykana, kolejna firma bankrutuje albo ogłasza zwolnienia grupowe. Gdy tymczasem słucham wypowiedzi przedstawicieli spółek, np. z branży konsumenckiej, mam wrażenie, że obraz jest zgoła odmienny i że najgorsze w gospodarce jest już za nami. Ten rozdźwięk skłania mnie do refleksji, że może powinienem wyczyścić pamięć podręczną wyszukiwarki i że jednak na giełdzie jest sporo spółek będących liderami w swoich branżach i jeśli ktoś ma przetrwać kryzys, to właśnie te spółki – dobrze zarządzane, gotowe na odważne ruchy restrukturyzacyjne czy mające dostęp do finansowania rynkowego.

Tu pojawia się kolejna refleksja, że te firmy, które przetrwały, za rok czy dwa będą tylko silniejsze i będą mieć mniejszą konkurencję. Niestety, w ogólnym obrazie przeszkadza mi cały czas restrykcyjna polityka pieniężna, ale czyż w końcu nie jest dziś bliżej obniżek stóp, niż było dwa miesiące temu? Piszę to w momencie, gdy WIG20 zbliża się do swojego poprzedniego szczytu ze stycznia i na dziesieć dni początkiem miesiąca znanego z powiedzenia „sell in May and go away”. Dlatego chyba nie pozostaje mi nic innego, jak podsumować to innym powiedzeniem: „licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze i zaakceptuj to, co przyjdzie.