Problemy branży widać po subindeksie WIG-budownictwo od miesięcy notuje spadki. Jak to wszystko może przełożyć się na duże firmy budowlane, czy jest ryzyko zatorów płatniczych, czy upadłości?
Takiej sytuacji już doświadczaliśmy. Był już taki moment, kiedy branża jako całość przynosiła straty. Moim zdaniem na koniec tego roku zyskowność operacyjna również będzie poniżej zera. Sporo firm opublikowało już wyniki po I połowie roku, które były zaskoczeniem dla rynku. Również Budimex wypadł gorzej niż przed rokiem. W dalszym ciągu nasza rentowność jest dobra – w części budowlanej wynosi 3,9 proc., ale jest to około 50 proc. mniej niż przed rokiem. Bez rozwiązań systemowych, bez waloryzacji kontraktów, które już zostały zawarte, bez uelastycznienia umów nie uda się branży wybronić pod względem rentowności. Moim zdaniem firmy, które nie będą w stanie realizować kontraktów, albo zrezygnują z nich, albo same zostaną wyrzucone. Będą też upadłości w branży. Dodatkowo pojawiają się rozwiązania, które przeregulowują naszą branżę, jak choćby nowy pomysł o ochronie podwykonawców, czy rachunki Ecrow. To wszystko spowoduje brak płynności. Jest wiele rzeczy, które mogą wpłynąć negatywnie na branżę. Apeluję, by na chwilę się zatrzymać i zastanowić nad tym, co dzieje się z budownictwem. A jest to kluczowa branża dla państwa, która ma blisko 11-proc. udział w PKB i duży udział w inwestycjach. Ułóżmy wszystko od nowa, tak żeby to miało sens i chroniło wszystkich uczestników tego rynku.
Czy zleceniodawcy są dziś otwarci na renegocjację, zwłaszcza większych kontraktów?
Mało kto chętnie dopłaca do już zawartego kontraktu, jednak znacznie łatwiej rozmawia się z sektorem prywatnym. Tam ktoś szacuje ryzyka i analizuje co mu się bardziej opłaca. W sektorze publicznym jest o wiele trudniej i w zasadzie w niewielkiej liczbie ceny są waloryzowane w oparciu o wskaźnik, który nie działa. Tutaj są potrzebne rozwiązania systemowe, nikt nie zaryzykuje indywidualnego podejścia. W skali mikro, czyli na kontraktach, szukamy różnego rodzaju oszczędności, ale one nie są związane z dopłatą, lecz optymalizacją technologiczną, jednak nie jest to wystarczające. Potrzebny jest jasny sygnał z Ministerstwa Infrastruktury ws. rozwiązania tego problemu.
Powinniśmy się spodziewać galopującego wzrostu cen mieszkań?
Tak by należało założyć. Jeśli ceny gruntów czy wykonawstwa rosną około 20 proc. rocznie, to teoretycznie powinno się to podobnie przekładać na ceny sprzedawanych mieszkań, ale jest to nie do udźwignięcia i zaakceptowania przez nabywców. Firmy deweloperskie znajdą się zatem za chwilę w pułapce. Do tego dochodzą nam różnego rodzaju pomysły na zamknięte rachunki powiernicze, pewne regulacje podatkowe, mamy brak jasności podatkowej np. jeśli chodzi o najem i różne interpretacje urzędów. Jeśli nie chcemy zastopować procesu inwestycyjnego, a uważam, że obywatele, którzy mogą, powinni inwestować w mieszkania, podobnie jak firmy, to potrzeba nam zachęt systemowych i to nie związanych z pieniędzmi. Zastanówmy się nad prawem ochrony lokatorów, by zbalansować ryzyka i korzyści, nie twórzmy nowych barier takich jak rachunki powiernicze, bo to wykończy branżę i optymalizujemy rozwiązania legislacyjne. Popieram tzw. ustawę Lex deweloper, bo ona wcale nie sprzyja deweloperom i my nie skorzystaliśmy z niej do tej pory i nie zamierzamy z niej korzystać. Dziwię się gminom, że protestują przeciwko niej.