Wartość obligacji z ujemnymi rentownościami przekroczyła 17 bilionów dolarów, co według niektórych kalkulacji stanowi 30 proc. rynku. Jak tłumaczyć tę anomalię?
To rzeczywiście pewien fenomen na rynku. Wypłaszczenie krzywej rentowności wzięło się stąd, że wcześniej był okres bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego, w efekcie którego polityka banków centralnych stała się bardzo ekspansywna. Ujemne rentowności obligacji powstały właśnie w związku z polityką monetarną, a nie sytuacją ekonomiczną gospodarek. Ta, jak wiadomo, jest bardzo dobra. Mimo tego, że dziś już weszliśmy w okres zsynchronizowanej recesji – większość światowych gospodarek weszła w spowolnienie gospodarcze. Jednak sytuacja ekonomiczna, szczególnie w krajach G4, jest bez porównania jedną z lepszych od wielu lat.
Mamy do czynienia z dwoma kontrastującymi ze sobą zjawiskami. Z jednej strony na światowych rynkach jest bardzo mała podaż bezpiecznych aktywów, zatem inwestorzy uciekają do obligacji skarbowych. Pamiętajmy, że z tych 17 bilionów dolarów, które są zainwestowane w obligacje cechujące się negatywną rentownością, około 10 proc. to papiery korporacyjne. Krótko mówiąc, zdecydowana większość to obligacje skarbowe. Są inwestorzy, którzy w warunkach pojawiających się czynników ryzyka uciekają w stronę bezpiecznych aktywów, wypłaszczając krzywą rentowności obligacji. Papierów krótkoterminowych brakuje, więc wybierają długoterminowe. Do tego mamy bardzo niską inflację. Banki centralne nie kwapią się do podwyżek stóp procentowych, a bardziej prawdopodobne są obniżki. W przypadku strefy euro mówi się o dwóch obniżkach w ciągu najbliższych miesięcy. Pamiętajmy też, że negatywne oprocentowanie nie musi oznaczać straty dla inwestorów. To są obligacje, którymi handluje się de facto na rynku wtórnym. Kupując je, inwestorzy liczą, że rentowność będzie jeszcze spadała i uda im się te papiery odsprzedać drożej. To też pokazuje, że rynek wycenia już recesję i spowolnienie gospodarcze.
Do niedawna uważało się, że na rynku obligacji nie może dojść do bańki spekulacyjnej właśnie dlatego, że limit wzrostu cen jest ograniczony, czyli rentowności nie mogą spaść poniżej zera. Czy w związku z tym nie mamy dziś do czynienia z bańką na rynku obligacji?