Rynek amerykański w końcu dojrzał do korekty?
Biorąc pod uwagę ten tydzień, być może faktycznie dojrzał on do korekty. My korekty spadkowej tak naprawdę oczekiwaliśmy od początku lutego, nie tylko zresztą w Stanach Zjednoczonych, ale na wszystkich rynkach. Ta korekta się nie objawiała, ale – tak jak wspomniałem – może właśnie w tym tygodniu się jej doczekamy. Też warto zwrócić uwagę, że do tej pory rynek amerykański dzielnie się bronił przed korektą, chociaż miał co najmniej trzy dobre okazje do tego, by taki ruch zacząć. Te okazje były marnowane. Jeśli nawet widzieliśmy spadki, to były one krótkotrwałe. W efekcie indeks S&P 500 jest w męczącym trendzie bocznym. Akcjom amerykańskim korekta z pewnością by się przydała przede wszystkim dlatego, aby wyceny lekko, ale jednak spadły. Dzisiaj te wyceny są jednym z czynników hamujących dalsze wzrosty. To oczywiście nie oznacza, że rynek amerykański nie może rosnąć. Biorąc jednak pod uwagę obecne wyceny, to ciężko sobie wyobrazić, by rynek był w stanie wyraźnie rosnąć. Też chcę jasno podkreślić, że nawet jeśli dojdzie do korekty, to będzie to tylko korekta. O zmianie długoterminowego trendu nie ma mowy. Tutaj sprawa jest jasna: trend nadal jest wzrostowy.
A co z rynkiem polskim? Znany jesteś ze swojego optymistycznego nastawienia, ale to, co wydarzyło się w pierwszych tygodniach tego roku, mogło zaskoczyć chyba największych optymistów.
Faktycznie to, co się wydarzyło, przerosło moje oczekiwania, chociaż jestem optymistą i nadal uważam, że u nas trend też jest wzrostowy. Skala wzrostów, patrząc od początku roku, była jednak dla nas sporym zaskoczeniem, a w szczególności w lutym. W styczniu odbijaliśmy się bowiem z bardzo niskiego poziomu, zadziałał efekt stycznia, więc można było to zrozumieć. Nie ukrywam jednak, że korekta, którą widzieliśmy w ostatnich dniach, była czymś zupełnie naturalnym i zasłużonym. W przypadku rynku polskiego mogę jednak dodać to samo zastrzeżenie, co przy rynku amerykańskim: wciąż jest to tylko korekta. Polski rynek od początku roku jest jednym z najlepszych rynków. Korzystamy ze zwrotu inwestorów w kierunku Europy. Oczywiście drugi istotny element to nadzieje na koniec wojny w Ukrainie. Jakkolwiek byśmy to oceniali od strony moralnej czy etycznej, to rynki finansowe patrzą na to bardzo prosto: koniec wojny to dobra wiadomość, bo znika jedno bardzo duże ryzyko. To, na jak długo ono zniknie, tym rynki w tym momencie specjalnie się już nie przejmują.
To na razie wciąż są tylko nadzieje, brakuje konkretów, a i droga do końca wojny wydaje się być mocno wyboista. Czy nie boisz się, że w pewnym momencie przyjdzie otrzeźwienie, które dla rynków będzie oznaczało dynamiczne cofnięcie?
Myślę, że nie. To, co widzimy w ostatnich dniach, to już po części jest urealnienie oczekiwań dotyczących tego, że pokój w Ukrainie nie będzie aż tak szybko, jak można byłoby wcześniej zakładać. Nie oczekuję jednak, że nawet jeśli ten proces będzie się wydłużał, to zobaczymy duże spadki na naszej giełdzie. Na końcu jest bowiem jasne, że pokój ostatecznie będzie, bo wszystko na to wskazuje. Jeśli inwestorzy zagraniczni, dla których ulubieńcem jest WIG20, mocno wchodzili na nasz rynek w styczniu i lutym, to ciężko mi sobie teraz wyobrazić, że nagle równie szybko zaczną opuszczać nasz rynek, bo po prostu nie ma ku temu przesłanek.
Czyli poziom 2700 pkt, przy których ostatnio zawrócił WIG20, jest jak najbardziej wciąż w naszym zasięgu?
Myślę, że tak, ale, jak już wspomniałem, jakaś korekta na naszym rynku też bardzo by się przydała. Optymizm jest bowiem bardzo duży, a dynamika wzrostów była za szybka. Nawet jeśli przyjdzie korekta, to trend pozostaje wzrostowy i myślę, że w kolejnych miesiącach nasze indeksy będą wyżej.