Katastrofa zza oceanu spada na Berlin

Gospodarka niemiecka od prawie dwóch lat balansuje na krawędzi recesji. Nie jest ona w stanie prowadzić ewentualnej wojny handlowej z USA, gdyż skończyłoby się to dla niej bardzo kiepsko. To wymusza konieczność poważnych zmian na scenie politycznej.

Publikacja: 17.11.2024 07:53

Niemiecki socjaldemokratyczny kanclerz Olaf Scholz może rządzić jeszcze przez jakiś czas po lutowych

Niemiecki socjaldemokratyczny kanclerz Olaf Scholz może rządzić jeszcze przez jakiś czas po lutowych wyborach parlamentarnych. Raczej jednak nie będzie dobrze wspominany przez wyborców.

Foto: Fot. Odd ANDERSEN/AFP

Niemiecki dziennik „Die Zeit” skomentował wynik wyborów prezydenckich w USA, umieszczając na swojej głównej witrynie internetowej jedno, dosadne anglojęzyczne przekleństwo na literę F. Może mało to eleganckie, ale dobrze oddawało powyborcze nastroje wśród niemieckich elit. Obawiają się one, że nowa administracja Trumpa zagrozi międzynarodowej pozycji Niemiec, będzie stale dyscyplinowała Berlin w kwestii zwiększenia wydatków na obronę lub nałoży karne cła na niemieckie samochody, wpychając gospodarkę RFN w recesję. Wybory w USA wywołały więc prawdziwy wstrząs nad Renem i Szprewą. Być może przyspieszył on rozpad rządu Olafa Scholza. Niemiecki kanclerz pozbył się ze swojego gabinetu Christiana Lindnera, ministra finansów reprezentującego liberalną partię FDP. Już wcześniej koalicjanci mocno spierali się z Lindnerem o wydatki budżetowe, których przedstawiciel FDP nie chciał zwiększać. Szykują się więc przedterminowe wybory parlamentarne, do których dojdzie najprawdopodobniej 23 lutego. Ruth Brand, szefowa federalnej komisji wyborczej, ostrzega jednak, że jej instytucja może sobie nie poradzić ze zorganizowaniem wyborów w tak krótkim terminie i że może nawet zabraknąć... papieru na druk kart wyborczych. To po raz kolejny podważa stereotyp mówiący, że Niemcy są sprawnie zarządzanym państwem.

Czas na Merza?

Administracja Bidena zaczęła rządy próbując obłaskawić Niemcy za pomocą zdjęcia sankcji z gazociągu Nord Stream 2. Później były okresy spadku zaufania Waszyngtonu wobec Berlina, ale ostatecznie USA znów postawiły na Niemcy jako głównego rozgrywającego w Europie. W październiku Biden potraktował Scholza po partnersku, przyjeżdżając na berliński szczyt, na którym omawiano przyszłość Ukrainy (bez udziału przedstawicieli Kijowa i państw naszego regionu). Niemcy poczuli się na tyle pewnie, że zaczęli oskarżać Ukrainę i Polskę o wysadzenie Nord Stream 2. Zwycięstwo Trumpa może jednak przerwać tą dobrą passę Berlina. Do Białego Domu wróci bowiem polityk, który wielokrotnie rugał Niemcy za to, że wydają za mało na obronność a za dużo na rosyjski gaz. Berlin poważnie obawiał się, że nowym sekretarzem stanu USA zostanie Richard Grenell, ambasador w Berlinie za pierwszej kadencji Trumpa. Grenell stał się wówczas osobą znienawidzoną przez niemieckich polityków. Decyzja Trumpa, by na czele dyplomacji postawić senatora Marco Rubio mogła więc wywołać w Berlinie ulgę. Rubio też jednak krytykował Niemcy za zaniedbywanie kwestii obrony.

„Olaf is ein Narr” (niem. „Olaf jest głupcem”) – w ten sposób skomentował natomiast rozpad niemieckiej koalicji rządzącej Elon Musk, najbogatszy miliarder na świecie będący ważnym sojusznikiem Trumpa. Musk jest od dłuższego czasu na kursie kolizyjnym z unijną biurokracją, która chce, by mocniej moderował swoją platformę X i grozi mu też uderzeniem regulacyjnym w SpaceX oraz Neuralink. J.D. Vance, amerykański wiceprezydent elekt, już ostrzegł Unię, że próby cenzurowania platformy X mogą prowadzić do ograniczenia amerykańskiej pomocy wojskowej dla Europy.

Zapewne mierzył będzie się z tymi problemami dopiero nowy rząd Niemiec. Średnia sondażowa daje na razie zwycięstwo 32 proc. centrowej koalicji CDU/CSU. Rząd najprawdopodobniej tworzył więc będzie Friedrich Merz, przywódca CDU, nastawiony zdecydowanie bardziej proamerykańsko od Scholza. Samo tworzenie nowego gabinetu może być jednak procesem bardzo trudnym. Drugie miejsce w sondażach mają nacjonaliści z AfD (18 proc.), którzy wyprzedzili SPD (partię Scholza, mającą 16 proc.) i Zielonych (11 proc.). Do parlamentu może się dostać jeszcze radykalnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (7 proc.), a liberałowie z FDP są pod progiem wyborczym. Skomplikowana ordynacja utrudnia przewidzenie rozkładu głosów. Tworzenie rządu może potrwać miesiące, a w tym czasie nadal będzie rządził Scholz.

Czytaj więcej

W polskich eksporterów uderzą kłopoty Niemiec, chińskie cła i Trump

Wieczna stagnacja

Gospodarka niemiecka balansuje na granicy technicznej recesji od końcówki 2022 r. Kwartały spadkowe są przeplatane kwartałami niewielkiego wzrostu. O ile w 2023 r. PKB Niemiec spadł o 0,3 proc., to mediana prognoz na 2024 r. (zebranych przez agencję Bloomberga) sugeruje spadek o 0,1 proc. Przyszły rok ma przynieść poprawę. Prognozy dla PKB są w przedziale od spadku o 0,3 proc. do wzrostu o 1,4 proc., z medianą na poziomie 0,8 proc. Niemal wszystkie te prognozy tworzone były jednak przed wyborami prezydenckimi w USA, gdy analitycy zakładali, że amerykańsko-niemiecka wojna handlowa nie jest głównym scenariuszem. Analitycy Goldman Sachs zdołali już jednak obciąć prognozę wzrostu gospodarczego dla Niemiec na przyszły rok z 0,9 proc. do 0,5 proc. Uzasadnili to ryzykiem wojny celnej. „Większość negatywnego wpływu na wzrost gospodarczy będzie pochodziła z niepewności handlowej. Sama wysokość ceł może znaczyć mniej od gróźb Trumpa nałożenia wyższych taryf na europejskie produkty” – napisali analitycy Goldmana.

– Zwycięstwo Donalda Trumpa oznacza początek najtrudniejszego okresu ekonomicznego w historii RFN. Mamy już krajowy strukturalny kryzys gospodarczy, do którego dochodzą ogromne wyzwania handlowe i z dziedziny bezpieczeństwa, na które nie jesteśmy przygotowani – uważa Moritz Schularick, szef Kilońskiego Instytutu ds. Gospodarki Światowej.

– Druga kadencja Trumpa zacznie się w dużo gorszym momencie dla gospodarki europejskiej niż pierwsza. W 2017 r. gospodarka Europy była stosunkowo silna. Obecnie jednak doświadcza ona anemicznego wzrostu i mierzy się z utratą konkurencyjności. Nowa wojna handlowa z karnymi cłami na dobra europejskie wynoszącymi 10–20 proc. może wepchnąć strefę euro w recesję. Niemcy, mocno zależne od handlu z Ameryką, mogą zostać szczególnie silnie dotknięte cłami na europejskie samochody – twierdzi Carsten Brzeski, ekonomista ING.

Niemiecki sektor motoryzacyjny już jest pogrążony w kryzysie. O ile we wrześniu produkcja przemysłowa w Niemczech spadła o 2,5 proc., to w branży samochodowej zmniejszyła się o 7,5 proc. miesiąc do miesiąca. Koncern Volkswagen po raz pierwszy w historii przeprowadza masowe zwolnienia w swoich niemieckich fabrykach. To z jednej strony skutek niemieckiej polityki energetycznej i ekologicznej, jak i coraz silniejszej konkurencji z Chin. Ewentualna wojna handlowa z USA może problemy tej branży jedynie pogłębić.

Niemcy w ewentualnym starciu z trumpowską Ameryką stoją więc na z góry przegranej pozycji. Nie mają żadnych atutów poza możliwością zwodzenia Waszyngtonu obietnicami o zwiększeniu wydatków na obronę i większego łożenia na wsparcie dla Ukrainy. Logicznym wyborem dla Niemiec jest więc skapitulować przed Trumpem, zanim zacznie się starcie.

Czytaj więcej

Trump 2.0 znów będzie grał cłami oraz imigracją

Jak Trump postrzega Unię Europejską?

– Unia Europejska brzmi tak wspaniale, tak miło, nieprawdaż? Wszystkie te fajne małe kraje europejskie idące razem. Nie kupują one jednak naszych samochodów. Nie kupują naszych produktów rolnych. Nie biorą od nas niczego. Mamy 312 mld USD deficytu w handlu z UE. Wiecie, UE to takie mini-Chiny – mówił Donald Trump w październiku, występując w Klubie Ekonomicznym w Chicago. Popełnił on błąd, podając wartość deficytu w handlu USA z UE. W zeszłym roku wyniósł on 208,7 mld USD w handlu dobrami, z czego 82,7 mld USD przypadało na Niemcy.

Z wypowiedzi publicznych Trumpa wynika, że od dawna postrzega on kraje Europy Zachodniej jako państwa, które zbudowały swój dobrobyt dzięki bezpieczeństwu zapewnianemu im przez wojska amerykańskie. Pewność wsparcia zza oceanu skłaniała je do obniżania wydatków na obronę po zimnej wojnie. Jednocześnie wzbogacały się one na wolnym handlu z USA, przyczyniając się (według Trumpa) do pogłębiania amerykańskiego deficytu handlowego i spadku opłacalności produkcji w Stanach Zjednoczonych. Już za swojej pierwszej kadencji Trump prowadził dosyć ograniczoną wojnę handlową z Unią Europejską. Uderzał też w ówczesną strategię energetyczną Niemiec, której ważnym elementem było zwiększanie eksportu gazu z Rosji.

– Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było powstrzymanie Nord Stream 2. Powiedzmy to prosto: Putin buduje największy gazociąg na świecie, który idzie do Niemiec. Oni płacą im miliardy dolarów miesięcznie, a my mamy ich chronić przeciwko kolesiowi, któremu oni płacą te wszystkie pieniądze – mówił Trump w Klubie Ekonomicznym w Chicago.

Na kluczowe stanowiska związane z dyplomacją i obroną Trump wyznaczył polityków znanych z tego, że krytykowali państwa Europy Zachodniej za zbyt małe wydatki na obronę. Należy się więc spodziewać, że będą oni silnie naciskać na rządy europejskie. HK

Gospodarka światowa
Antyszczepionkowiec ministrem zdrowia? Akcje spółek medycznych w dół
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Gospodarka światowa
Superinwestorzy od wielu kwartałów więcej akcji sprzedają niż ich nabywają
Gospodarka światowa
Buffett zapakowany w ryzykowny biznes. 200 proc. zarobku w jeden dzień?
Gospodarka światowa
Brytyjski PKB wyhamował. Dane o produkcji przemysłowej także kiepskie
Gospodarka światowa
PKB Japonii rósł drugi kwartał z rzędu
Gospodarka światowa
PKB strefy euro i UE w górę. Co z Polską? "Wyniki wyłamują się z wzorca"