Nieważne, jak się zaczyna, ważne, jak się kończy. Powiedzenie to idealnie pasuje do opisu ubiegłotygodniowych wydarzeń na warszawskiej giełdzie. Tydzień przecież zaczynaliśmy od obaw, które były napędzane cłami ogłoszonymi przez Donalda Trumpa. W kolejnych dniach strach zaczął jednak ustępować, a zastąpiły go nadzieje związane m.in. z możliwym zawieszeniem konfliktu czy też zakończeniem wojny w Ukrainie. To sprawiło, że druga część tygodnia należała zdecydowanie do byków. Zabrakło w zasadzie tylko kropki nad „i”.
Już w czwartek WIG20 zyskał na wartości 2,7 proc. Po tak dynamicznej zwyżce ewentualna przerwa we wzrostach nie byłaby żadnym zaskoczeniem. Byki wcale jednak nie zamierzały zwalniać tempa. Ostatnia sesja tygodnia znów należała do kupujących. WIG20 zaczął odważniej patrzeć na okrągły poziom 2500 pkt, a indeks szerokiego rynku wziął na celownik nowy historyczny rekord. W bycze nastroje na rynku świetnie wpisał się też debiut Diagnostyki. Akcje tej spółki momentami rosły o prawie 30 proc.
Byki w piątek bez problemu dowiozły zwycięstwo do końca, w czym pomogła m.in. mocna postawa banków. Branżowy indeks WIG-banki ustanowił w ciągu dnia nowy rekord. Jedyne, do czego można się przyczepić, to to, że głównym indeksom nie udało się zakończyć dnia z przytupem. WIG20 zyskał 1,1 proc., ale nie pokonał poziomu 2500 pkt. Z kolei WIG urósł 0,9 proc. i na koniec dnia zabrakło mu jedynie 0,5 proc. do pobicia historycznego rekordu. Co się odwlecze, to nie uciecze?