Najważniejszym wydarzeniem czwartkowych notowań na warszawskiej giełdzie był oczywiście debiut Żabki. Inwestorzy mogą jednak czuć niedosyt. Akcje spółki zakończyły sesję na poziomie 21,5 zł, czyli dokładnie równym cenie, po jakiej były sprzedawane w IPO. W tle odbywał się jednak inny dramat.
Co prawda początkowo nic nie zwiastowało problemów na GPW. WIG20 zaczął dzień pod kreską, ale przecena była nieduża i wydawało się, że sytuacja jest całkowicie pod kontrolą, tym bardziej że otoczenie nie dawało pretekstów do mocniejszego cofnięcia, a wręcz przeciwnie. Główne europejskie indeksy notowały w ciągu dnia wyraźne plusy.
Nasz rynek jednak pozostał całkowicie obojętny na to, co działo się w otoczeniu. W drugiej połowie notowań WIG20 znalazł się pod ostrzałem niedźwiedzi. Ich presja narastała z każdą godziną. WIG20 przed końcem notowań zjechał ponad 2 proc. pod kreskę i bezradnie mogliśmy jedynie obserwować, jaki będzie wymiar kary. Ostatecznie nasz flagowy indeks stracił w czwartek 2,4 proc. Jeśli ktoś liczył, że pieniądze, które wróciły do inwestorów po ofercie Żabki, z powrotem trafią na rynek i poprawią notowania naszych indeksów, to srodze się rozczarował.