Giełdowy tydzień jeszcze się nie skończył, a już dostarczył emocji, którymi można by obdzielić pewnie i cały miesiąc. Jeszcze w poniedziałek WIG20 pozostawał w okolicach 2570 pkt, skąd tylko kilka kroków dzieliło go od tegorocznych szczytów. Dwa dni później kupujący w popłochu bronili się już w okolicach 2430 pkt. I choć czerwcowy dołek wypadł jeszcze niżej, to tak gwałtowna przecena polskich indeksów, do tego niewspółmierna z zachowaniem innych rynków, została przyjęta przez inwestorów ze zdumieniem. Smaczku dodawał fakt, że PLN po fali umocnienia z pierwszej części miesiąca utrzymywał równowagę. W końcu więc znaleźli się odważni.

W czwartek kupujący dosiedli konie i ruszyli z kontratakiem. WIG20 rozpędzał się powoli, ale konsekwentnie. W końcu w ostatniej godzinie sesji rósł nawet o ponad 2 proc., wychodząc ponad 2500 pkt. Tego poziomu nie udało się co prawda utrzymać do końca dnia, ale finał z 1,7-proc. zwyżką wydaje się solidnym fundamentem pod udaną piątkową sesję. Otoczenie co prawda nie napawa optymizmem, bo w USA sprzedający robią się coraz pewniejsi siebie. WIG20 w tym tygodniu jednak dobitnie pokazał, że może być niezależny od sytuacji globalnej. Kluczowe będzie zachowanie banków, które w głównej mierze stały za czwartkowymi zwyżkami. Samo PKO BP zyskało na koniec dnia 3,6 proc., ale jeszcze mocniejsza była JSW.