Sukces byków z Deutsche Boerse wciąż jest połowiczny. Wprawdzie DAX naruszył barierę 17 000 punktów, ale zrobił to bez akompaniamentu małych i średnich spółek. sDAX wciąż pozostaje daleko od swoich historycznych szczytów. Względem maksimów z listopada 2021 r. zaległości wynoszą aż 25 proc. Tak mocnego rozjechania się trzeciej linii od blue chips nie było nigdy. Zresztą ten stan utrzymuje się od miesięcy.
Jeszcze gorzej jest ze średniakami z niemieckiego parkietu. mDAX do sufitu sprzed trzech lat ma prawie 40 proc. zaległości. Nawet lokalnie byki wykazują się słabością. Podczas piątkowej sesji DAX zdobywał nowe szczyty. Natomiast mDAX spoglądał z dołu na grudniowe maksima. Co musiałoby się wydarzyć, aby dywergencja pomiędzy największymi spółkami a tymi z drugiej linii, została zatarta? I która ze stron będzie równała dysproporcję?
Nad Wisłą problem ten nie występuje. Jest nawet na odwrót. sWIG80 i mWIG40 brylują na szczytach, a WIG20 nie może poradzić sobie ze strefą 2400 punktów. Winowajcą za taki stan zapewne jest linia bessy zakorzeniona w szczytach z 2011 r. Indeks blue chips ponownie ją atakuje, a do jej efektywnego przerwania przydałoby się efektowna zwyżka. Z jednej strony rynek obawia się podwójnego szczytu. Jego konsekwencje mogłyby być mocno niekorzystne dla inwestorów. Z drugiej zaś na GPW wciąż dominują akcyjne byki. Są zmęczone, ale nadal dają radę. WIG coraz dłużej utrzymuje się powyżej wybitych szczytów z 2021 r. Taki odpoczynek nad wsparciem pozytywnie wpływa na ocenę sytuacji technicznej. Co nie oznacza, że niedźwiedzie nie planują ponownie zaatakować.