Pierwsze miesiące roku przynoszą stopniową, choć dość wybiórczą, poprawę koniunktury na giełdach. Nasdaq 100 wspiął się na poziom najwyższy od sierpnia ub.r. i przekroczył próg 20-proc. zwyżki od dna, uznawany często za granicę, której przekroczenie oznacza nową hossę. Tegoroczny rajd NDX to jednak w przeszło połowie dzieło zaledwie czterech technologicznych gigantów. Na drugim biegunie jest szeroki indeks małych spółek Russell 2000, który niezbyt ochoczo chce się oderwać od dna bessy. Z jednej stronie próbom wejścia w nowy trend wzrostowy sprzyjają nadzieje na rychły koniec podwyżek stóp w USA oraz ostatnie (na razie jednak tymczasowe) mocne zastrzyki płynności od Fedu w ramach ratowania upadających banków, a z drugiej można odnieść wrażenie, że te próby poprawy coraz mocniej kontrastują z osłabieniem sygnalizowanym przez barometry koniunktury. Wskaźnik ISM Manufacturing w marcu spadł najniżej od… 34 miesięcy (46,3 pkt), cały czas krocząc po drodze prowadzącej ku recesji. W dół ponownie zakręcił też mający jeszcze lepsze właściwości wyprzedzające subindeks nowych zamówień (ISM New Orders). O ile jeszcze w grudniu można było śmiało wyrokować, że będąca wtedy najniżej od 2009 roku 12-miesięczna dynamika NDX idealnie zdyskontowała ówczesny spadek indeksów ISM, to ostatni jej skok do poziomu najwyższego od maja ub.r. (-11,2 proc. na koniec marca) oznacza coraz większy rozdźwięk z barometrami koniunktury.