Inwestorzy do wtorkowej sesji przystępowali w całkiem niezłych nastrojach. Dzień wcześniej bykom udało się, z nawiązką, odrobić wyraźne straty, co świadczyć mogło o ich sile rynkowej. Dodatkowo przed sesją ukazały się całkiem niezłe dane z chińskiej gospodarki, które teoretycznie też mogły wspierać kupujących. Byki z tych argumentów jednak nie skorzystały.
Od początku notowań na naszym rynku dominował kolor czerwony. Początkowo świecił on stosunkowo delikatnie, a to dawało nadzieję, że popyt może w każdej chwili odwrócić losy sesji. Nic takiego się jednak nie stało. Kolejne godziny handlu przynosiły bowiem schodzenie na coraz to niższe poziomy. W połowie sesji WIG20 tracił już około 1,5 proc., co czyniło go najsłabszym indeksem na Starym Kontynencie.
Druga połowa dnia miała upływać pod dyktando Amerykanów, którzy po dodatkowym dniu przerwy wracali do handlu. Jak się jednak okazało, i oni za bardzo nie mieli pomysłu na jakiś bardziej zdecydowany ruch, szczególnie że i wyniki spółek z Wall Street opublikowane we wtorek okazały się mieszane. To tylko utrwaliło układ sił, jaki mieliśmy na naszym rynku. W efekcie do końca dnia przewagę miały już niedźwiedzie. WIG20 stracił ostatecznie prawie 1,5 proc. i zakończył notowania na poziomie 1904 pkt. Spadki nie ominęły także średnich i małych spółek. mWIG40 spadł o 1,54 proc. Najlepiej poradził sobie sWIG80, który zniżkował jedynie o 0,1 proc. Wszystko to działo się przy sporej aktywności inwestorów. Obroty na całym rynku wyniosły ponad 1,1 mld zł.
Wtorkowa sesja, chociaż przebiegała bez jakichś większych fajerwerków, każe się zastanowić, czy przypadkiem nie jesteśmy świadkami początku jakiejś korekty rynkowej. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, natomiast odbicie od październikowych dołków przybrało imponujące rozmiary i korekta wcześniej czy później musi przyjść. Na razie pozostaje bacznie obserwować bieżącą sytuację nie tylko na naszym parkiecie, ale także i za granicą i czekać na jakiś impuls, który potwierdzi kolejny kierunkowy ruch rynku.