Początek roku na światowych giełdach to przede wszystkim pokaz siły relatywnej rynków wschodzących, promieniującej również na rodzimą GPW. Indeks MSCI Emerging Markets zdołał po raz pierwszy od sierpnia ub.r. powrócić powyżej progu 1000 punktów. Odbicie od dołka to już całkiem pokaźne ponad 20 proc. Można więc powiedzieć, że rynki wschodzące znalazły się na umownej granicy bessy i hossy. A przypomnijmy, że bessa w ich przypadku rozpoczęła się nie rok (jak na Wall Street), lecz już niemal dwa lata temu (luty 2021 r.).

W cieniu pozostaje za to na początku nowego roku amerykański rynek akcji. Indeks S&P 500 nie zdołał póki co powrócić do lokalnego, listopadowo-grudniowego szczytu (okolice 4100 pkt), pozostaje też poniżej linii bessy łączącej górki, począwszy od stycznia 2021 r.

Można odnieść wrażenie, że o ile Wall Street pozostaje pod wpływem raczej niezbyt optymistycznego zestawu sygnałów z amerykańskiej gospodarki (słabe zachowanie indeksów ISM w grudniu, mieszane dane z rynku pracy, głęboka inwersja krzywej rentowności obligacji), to siłą napędową emerging markets jest osłabienie dolara. Indeks dolarowy w poniedziałek znalazł się najniżej od prawie siedmiu miesięcy. Istotne dla trendu będą czwartkowe dane o inflacji CPI w USA, która według oczekiwań obniżyła się w grudniu do 6,5 proc. r./r., co byłoby dynamiką najniższą od 14 miesięcy.