Podczas gdy na naszym rodzimym rynku akcji doświadczyliśmy od połowy października oszałamiającego rajdu, w wykonaniu głównie walorów dużych spółek, to na Wall Street skala odbicia od dołka nie odstaje – przynajmniej na razie – od wzorca typowej korekty w ramach bessy. Podczas gdy nasz WIG zbliżył się do sierpniowej górki, S&P 500 do analogicznego poziomu oporu (4305 pkt w cenach zamknięcia) ma jeszcze spory dystans. Podobnie jak do linii trendu spadkowego, łączącej trzy lokalne górki począwszy od stycznia – obecnie przebiega ona nieco powyżej 4100 pkt.

Pod względem makroekonomicznym otoczenie rynkowe pozostaje problematyczne. Co prawda oznaki zakręcania w dół inflacji ożywiły na nowo nadzieje na szybszy „Fed pivot” (punkt zwrotny w polityce monetarnej), ale ani podwyżki stóp procentowych, ani też redukcja bilansu Fedu nie skończą się z dnia na dzień. Ciągle w grę wchodzi wzrost stóp do pułapu 5 proc. do marca 2023. Pamiętajmy też, że odreagowanie na rynkach oznacza rozluźnienie tzw. warunków finansowych, a przecież Fed oficjalnie dąży do ich zacieśnienia w ramach walki z inflacją.

W tle mamy postępujące osłabienie kluczowego dla gospodarki rynku nieruchomości i pierwsze masowe zwolnienia ogłoszone przez technologicznych gigantów, takich jak Amazon, Meta czy Twitter.