O tym jak dużą moc oddziaływania mają obecnie informacje na temat potencjalnych działań Rezerwy Federalnej mogliśmy najdobitniej przekonać się w piątek. Większość sesji na warszawskim parkiecie co prawda upłynęła pod znakiem wyraźnych spadków, ale były też momenty w których wydawało się, że byki będą w stanie przejąć kontrolę nad rynkiem. Na nadziejach się jednak skończyło.
Już pierwsze takty notowań należały do sprzedających. WIG20 na starcie stracił około 0,8 proc., a po chwili podaż jeszcze docisnęła sprowadzając indeks największych spółek około 1 proc. pod kreskę. Ruch ten był zgodny z nastrojami, jakie panowały na innych europejskich parkietach.
Wystarczyła jednak godzina handlu aby pojawiła się pierwsza nadzieja na wzrosty. WIG20 zaczął bowiem odrabiać straty i niewiele zabrakło, aby wyszedł na plus. Niestety optymizm ten równie szybko zgasł, jak się pojawił. Podaż szybko odzyskała panowanie. Do gry wróciła zresztą z przytupem. WIG20 momentami był bowiem już prawie 2 proc. pod kreską. Wydawało się, że nic nie jest w stanie uratować sesji, szczególnie, że i kontrakty terminowe na amerykańskie indeksy przed rozpoczęciem handlu kasowego na Wall Street notowały minusy. Wtedy jednak pojawił się kolejny cień nadziei za sprawą przecieków, jakoby Rezerwa Federalna miała pod koniec roku zacząć łagodzić swoje podejście do zacieśniania polityki pieniężnej. Odbiły natychmiast indeksy na Wall Street, a to zadziałało także i na wyobraźnię inwestorów na naszym rynku. WIG20 zaczął odrabiać straty. Znów pojawiła się nadzieja, że na GPW zawita kolor zielony. Nic takiego jednak się nie stało. Indeks największych spółek naszego parkietu do końca dnia pozostał pod kreską. Ostatecznie stracił 1,04 proc. Nie jest to powód do dumy ale przecież też mogło być dużo gorzej.