Niestety, po latach gorszego zachowania polskich akcji inwestorzy nie doczekali się odrobienia strat i zmniejszenia narastającego – m.in. do giełd europejskich – dystansu. Przeciwnie, stanęliśmy w obliczu przyspieszenia spadków na GPW.
Przyczyna? Znaczny wzrost ryzyka politycznego, który kładzie się cieniem na warszawskiej giełdzie. Jak pokazała rzeczywistość, przedwyborcze zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości dotyczące opodatkowania banków i hipermarketów (obecnie idącego w kierunku podatku naliczanego od wysokości obrotów, a nie powierzchni sklepu) okazały się jedynie „przystawką".
Obawy inwestorów budzi już nie tylko zapowiedziane opodatkowanie aktywów banków stawką 0,39 proc. w skali roku. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się, że jeszcze wyższą stawkę zapłacą firmy ubezpieczeniowe (0,60 proc. w skali roku). W rezultacie akcje lidera tego segmentu – PZU, które wydawały się dotąd bezpieczną inwestycją – zareagowały silną przeceną.
W zapomnienie odeszła też jedyna zapowiadana przez rząd ulga podatkowa – zawieszenie podatku od kopalin. Reakcja kursu akcji KGHM była oczywista.
Obecnie głównym problemem jest ten, że wartość spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa (przede wszystkim energetycznych) staje się coraz trudniejsza do oszacowania. I to nie tylko ze względu na sygnalizowaną pomoc w ratowaniu nierentownych kopalń. Włączenie sektora energetycznego oraz PKO BP, PZU i KGHM do wehikułu inwestycyjnego generalnie wprowadza dodatkowe ryzyko do wyceny akcji tych spółek.