Technika: Piotr Neidek, analityk techniczny BM mBanku
Wczoraj DJIA ponownie przełamał barierę 33k i dotarł na nowe, historyczne maksima, jednakże jankeskim bykom zabrakło sił do utrzymania zdobytych poziomów. Na dziennym wykresie, zamiast okazałej, białej świeczki podobnej do tej ze środy, pojawiła się formacja spadającej gwiazdy. Jej długi cień oraz czarny korpus ostrzegają przed spadkami, które dodatkowo nasila cykl futures. Wygasanie marcowych derywatów w strefie szczytowej i w trakcie trwania wzrostowej fali, od dawna stanowi pretekst dla niedźwiedzi do wyprowadzenia spadkowej kontry. Warunki zmiany lokalnego trendu zostały spełnione i jeżeli ursusy dokręcą podażową śrubę, wówczas na Wall Street ma prawo pojawić się realizacja zysków. Coraz bardziej niepokoi sytuacja techniczna MSCI Poland. O ile wczoraj byki miały dogodne warunki do tego, aby dźwignąć ww. benchmark z dala od linii szyi G&R, o tyle dzisiaj sytuacja lekko się skomplikowała. Na wykresie liniowym widoczny jest sygnał sprzedaży w oparciu o ww. formację, zapoczątkowaną jeszcze w grudniu 2020r. Potencjalny zasięg spadków wskazuje na poziomy znajdujące się około 10% poniżej bieżącej wyceny. Tego typu scenariusz zdaje się potwierdzać także geometria fal widoczna na WIG20USD. O ile jednak podstawowy benchmark WIG20 pozostaje jeszcze na bezpiecznych poziomach a wczoraj pojawiła się nawet optymistyczna formacja harami, o tyle kondycja USDPLN maleje z dnia na dzień. Słabość złotego jest coraz bardziej widoczna a wczorajsze zamknięcie się PLN_Index (najniższe od ponad czterech miesięcy) pokazuje jedynie skalę problemu. A utrzymująca się awersja zagranicznych inwestorów do aktywów znad Wisły, nie wspiera spółek blue chips. Dzisiaj znów, grający krótkie pozycje, mają dogodny moment do wypełnienia spadkowych scenariuszy. Wczorajsza przecena na Wall Street (S&P500 -1.8%, Nasdaq -3%), piątkowa czerwień na azjatyckich parkietach oraz dzień trzech wiedźm, stanowią dosyć wybuchową mieszankę. Do tej pory WIG20 zdołał utrzymać się powyżej linii szyi G&R, jednakże ponad 200punktowy potencjał, jaki niesie ze sobą kilkumiesięczna formacja, jest dosyć łakomym kąskiem dla ursusów.
Otoczenie: Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Po pozytywnym, wydawałoby się, odbiorze środowego posiedzenia Fed i bardzo dobrej sesji w Azji, Europa miała rano teoretycznie otwartą drogę do zwyżek. Przed otwarciem rynku kasowego nieoczekiwanie silnie wyprzedawane zaczęły być jednak amerykańskie obligacje skarbowe, a rentowności 10-latek osiągnęły wkrótce osiągnęły niemal poziom 1,75%. Pojawiły się pomysły, by przypisać to poluzowaniu kontroli nad krzywą przez Bank Japonii, który ma pozwalać swoim obligacjom 10-letnim na osiągnięcie rentowności do wysokości 0,25%, tłumaczono to serią raportów analitycznych (m.in. z Wells Fargo). Stwierdzenie rzeczywistej przyczyny będzie zapewne możliwe, gdy pojawiają się dane sugerujące, kto generował podaż, ale fakt jej wystąpienia zachwiał rynkami. Poza DAX, który zyskiwał 1,2%, większość indeksów na kontynencie zamykała się bardzo niewiele nad kreską, naruszając w trakcie sesji poziom neutralny. Po zawahaniu w godzinach porannych WIG20 zamknął się finalnie 1,2% wyżej, sWIG80 zyskał 1,0%, natomiast znacznie słabiej wypadał mWIG40, który spadł o 0,3%. O ile w pierwszym szeregu jedynym poważniejszym obciążeniem był CD Projekt (-4,5%), w drugim bardzo słabo wypadały ING i BNP, korygowały się ceny Mabionu i Biomedu, a o 8,3% spadał Famur.
Wprawdzie w okolicach europejskiego zamknięcia rentowności amerykańskich obligacji skarbowych zaczęły się korygować, ale w drugiej połowie amerykańskiej sesji inwestorom zaczęły puszczać nerwy. S&P500 spadło finalnie o 1,5%, a NADAQ o 3,0%. Jeżeli ktoś myśli jednak, że „reflacyjne pomysły inwestycyjne" miały się dobrze, myli się. Notowania cen ropy załamały się, kontrakty na WTI traciły przejściowo nawet 9,9%. Wyprzedaż, która rzekomo nic nie zmienia w uniwersalnie bardzo wysokich prognozach banków na koniec roku, ma swoje źródło zarówno w coraz silniejszych podejrzeniach, że popyt może być przeszacowany, jak i w fakcie, że w obliczu ponownego pogorszenia relacji USA-Rosja (Biden nazwał wczoraj Putina „zabójcą"), Moskwa może nie być zainteresowania dalszym wstrzymywaniem produkcji, którego beneficjentami staje się w dużym stopniu amerykańska branża naftowa.