Praktyka bowiem pokazała, że niektórzy z wyborców myślą, iż demokracja jest tylko i wyłącznie inwestycją finansową, skoro najbardziej prymitywnym przywilejem każdego obywatela jest jak najszersza możliwość korzystania z benefitów wypłacanych – w takiej czy innej formie – przez wybraną władzę. Przypomina to trochę nabywanie akcji spółki dywidendowej – nieważne, czy się rozwija, czy jest nowoczesna, czy ma dobry zarząd, plany rozwoju i zapewni wzrost kursu na lata... Ważne, ile wypłaci kuponu w postaci żywej gotówki.
W obliczu takiej a nie innej sytuacji politycznej w kraju, w którym „zarząd zgarnia sowite bonusy, ale i wypłaca akcjonariuszom pokaźną dywidendę, nawet w czasie kryzysu” (to nie cytat, to porównanie), trudno jest wymyślić coś, co przebije obecną ofertę. Dla „prymitywnego” akcjonariusza oczywista jest „prawda”, że w zarządach siedzą sami złodzieje. A skoro na razie rozdają na lewo i prawo, nie ma co głosować na tych, którzy nie dają gwarancji, że taka polityka będzie utrzymana. Alternatywa pojawia się więc jak zwykle w sferze podatków. Który to raz już słyszę przed wyborami, że trzeba zlikwidować „podatek Belki”...?
Ten podatek jest pewnym symbolem i takim chłopcem do bicia. Nie mówi się tak głośno o likwidacji innych podatków, ale o opodatkowaniu zysków kapitałowych, niejako falami, przy każdej możliwej okazji. Gdy inflacja była niska, mówiono, że „podatek Belki” należy zlikwidować, bo zjada minimalne dochody z oszczędności. Gdy inflacja wzrosła – w sposób bezdyskusyjny osłabia nasze próby ratowania tych samych oszczędności przed utratą wartości. Do tego dochodzą jeszcze ukwiecone frazesy o „karze za ponoszenie ryzyka inwestycyjnego” czy „osłabianiu poduszki finansowej polskich rodzin”.
No cóż? W zasadzie każdy podatek jest karą. Podatek dochodowy pobierany od wynagrodzeń to kara za to, że masz wyborco dobre wykształcenie lub prowadzisz zyskowny biznes. VAT jest karą za to, że kupujesz i jesz, ryczałt od najmu karą za zapewnianie innym przytulnego „M”. Akcyza to sankcja za palenie i picie, a podatki w cenie benzyny mają niszczyć twoją pasję podróżowania. Wierzycie w takie argumenty?
Jeśli tak, to musicie też wierzyć w to, że najlepszym ministrem finansów zostanie doradca podatkowy, bo jest szansa, że gdy zostanie ministrem na stałe, zamknie swoją kancelarię, zlikwiduje wszystkie podatki i razem z wami będzie pobierał tę samą „dywidendę” z niewyczerpanego źródła, jakim jest budżet państwa. Zasilany w cudowny sposób bez pobierania podatków, siłą czystej demagogii.