Podatki powinny tworzyć spójny system

Przez media przetoczyła się dyskusja, którą można podsumować w kilku słowach – czy podatek Belki powinien zostać zniesiony, ewentualnie, czy nie powinien być on progresywny, bo „obecnie jest tak, że Kowalski oszczędzający kilkaset złotych w banku i zyskujący na oprocentowaniu płaci tyle samo podatku, co bogaty inwestor, który lokuje setki tysięcy np. na giełdzie”.

Publikacja: 27.09.2022 21:00

Marcin Materna, CFA doradca inwestycyjny, biuro analiz rynków kapitałowych Biura Maklerskiego Banku

Marcin Materna, CFA doradca inwestycyjny, biuro analiz rynków kapitałowych Biura Maklerskiego Banku Millennium

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Pojawiło się też w tej dyskusji kilka argumentów, które spróbuję poniżej przeanalizować.

Zacznijmy od początku – dlaczego akurat zyski z dochodów kapitału czy lokat miałyby być zwolnione z podatku, podczas gdy opodatkowane pozostałyby zyski z pracy (tu krańcowa stawka to >40 proc.) lub prowadzonej działalności gospodarczej czy np. dochody z wynajmu nieruchomości? Cechą dobrego i szczelnego systemu podatkowego powinno być założenie, że każdy dochód jest opodatkowany, bez względu na sposób czy źródło jego osiągnięcia, idealnie w podobnym stopniu, ewentualnie – teoretycznie lepsze rozwiązanie, ale praktycznie trudne do wprowadzenia – dochód trudniejszy do osiągnięcia czy obarczony wyższym ryzykiem mógłby być opodatkowany niżej niż ten łatwiejszy do zarobienia. Dochód z lokaty z pewnością nie jest trudniejszy do osiągnięcia niż dochód z pracy czy na giełdzie, więc dlaczego miałby być opodatkowany niższą stawką czy wręcz zerową? Podobnie trudno uzasadnić wyższe opodatkowanie inwestycji giełdowych vs. lokaty w banku, tym bardziej że w dłuższym terminie to lepiej by było, gdyby popularność inwestycji na giełdzie raczej rosła, niż była zmniejszana wyższym podatkiem.

Zastanówmy się teraz, dlaczego inflacja miałaby być akurat pretekstem do zniesienia podatku od zysków kapitałowych? Przecież to raczej sztucznie utrzymywane przez RPP na ultraniskim poziomie względem inflacji stopy procentowe są przyczyną tego, że Polacy tracą realnie miliardy złotych na lokatach czy w obligacjach (w normalnej ekonomicznie rzeczywistości stopy procentowe powinny być wyższe niż inflacja). Podatek od odsetek wpływa na to w niewielkim stopniu. Ale jeśli przyjmiemy argument inflacyjny za zniesieniem podatku, to tym samym powinna to być przesłanka za zniesieniem czy zmniejszeniem PIT (czy podatku od dochodów z wynajmu nieruchomości) – wszak inflacja zjada nie tylko realną wartość oszczędności, ale także wynagrodzeń – nie wszyscy dostają podwyżki inflacyjne (najlepszym tego przykładem jest szeroko rozumiana sfera publiczna). Przejściowe zniesienie podatku PIT też byłoby bardzo dobrą rekompensatą za wysoką inflację (dodajmy – niezawinioną przez obywateli, natomiast w części wywołaną działaniami decydentów) i uchroniłoby realną wartość wynagrodzeń. Więcej byłoby także beneficjentów. Logika rozumowania podobna jak w przypadku propozycji zniesienia podatku od zysków z rynków kapitałowych.

Kolejnym z argumentów za zniesieniem czy obniżeniem podatku od dochodów kapitałowych mógłby być taki, że zwolnione są z niego ponad 5-letnie zyski ze sprzedaży nieruchomości – tyle że jest to akurat moim zdaniem argument za tym, aby inwestycje te właśnie podatkiem od zysków objąć, analogicznym w wysokości do podatku Belki, ewentualnie rozszerzyć 5-letnie zwolnienie na wszystkie aktywa (czyli także akcje). Jako inwestycja, zakup kolejnej– po tej w której się mieszka – nieruchomości nie różni się to aż tak bardzo od inwestycji w akcje. Zwróćmy też uwagę, że zyski z dochodów z np. wynajmu nieruchomości są obłożone podatkiem (ryczałt 8,5 proc.), jednak znacznie niższym niż podatek od dywidend (19 proc.), a ekonomicznie są to dochody do siebie dość podobne. Przykład z nieruchomościami pokazuje, że opodatkowanie zysków z aktywów okazuje się mocno nieujednolicone, brakuje w tym przede wszystkim konsekwencji.

Progresywność? Jakkolwiek bym liczył, 19 proc. od 1 mln zł dochodu to 100 razy więcej niż 19 proc. od 10 000, czyli progresywność jest – kto zarabia więcej, płaci więcej i bez wyjątku (co np. nie jest prawdą w przypadku dochodów ze sprzedaży nieruchomości, podatku od nieruchomości – tu mamy jednolitą stawkę od m2, więc w sumie „degresywność”, nie do końca „kto zarabia więcej, płaci więcej” sprawdza się w przypadku dochodów z pracy, patrz ryczałt z odliczaniem składek zdrowotnych vs. etat i podwójne ich opodatkowanie).

Ostatni argument – skoro oszczędza się ze środków po opodatkowaniu (co nie zawsze jest prawdą – np. lokata bankowa ze środków ze sprzedaży nieruchomości z zyskiem nie pochodzi ze środków już raz opodatkowanych), to już zyski z tych oszczędności nie powinny być opodatkowane, bo będzie to podwójne opodatkowanie. Podobna relacja występuje jednak w przypadku VAT, tu także wydajemy środki już opodatkowane. Jest to więc argument w sumie bardzo podobny do propozycji zniesienia podatku VAT. Dodatkowo, milcząco przy tym zakłada się, że konsumpcja jest gorsza niż oszczędzanie, co w teorii jeszcze się broni tylko do pewnego stopnia, ale w praktyce raczej nie przyczyniłoby się do obserwowanego w ostatnich kilkudziesięciu latach boomu gospodarczego. Fakt, że oszczędzanie powinno przynieść gratyfikację vs. konsumpcja, ale jest nią dochód z aktywów, w które ulokowano oszczędności. A skoro pojawia się dochód, to powinien być on opodatkowany, bo czemu pracownik etatowy ma się dokładać do kosztów państwa (tym są podatki) czy płacić składkę zdrowotną (podobnie jak emeryt), a rentier już nie, skoro tak samo z nich korzysta?

Podsumowując. Podatków powinno być jak najmniej, ale skoro już są, to powinny one tworzyć pewien spójny system, nie powinny faworyzować jednych dochodów czy zysków kosztem innych (co obecnie jest standardem, choć właściwie nie ma ku temu powodów). Zniesienie opodatkowania akurat dochodów z odsetek czy rynków kapitałowych do tego celu nas nie przybliża – pojawiłyby się wtedy nowe możliwości unikania innych podatków, a nie o to w dobrze działającym systemie chodzi. Zamiast zastanawiać się nad wysokością podatku czy wręcz jego zniesieniem ew. rozszerzeniem na inne aktywa, może warto byłoby najpierw poprawić jego konstrukcję i logikę. Obecnie mamy np. sytuację, że zyski z akcji mogą być zrekompensowane stratami z innych notowanych papierów wartościowych, natomiast analogiczna możliwość dla jednostek funduszy inwestycyjnych nie istnieje (poza wyjątkiem, jakim jest „parasol funduszy”). Nie można także podatku od zysku z jednego typu aktywów obniżyć przez odliczenie od dochodu strat na innych inwestycjach (np. strata na akcjach po odcięciu praw do dywidendy nie może być podstawą do obniżenie podatku od dywidendy, strata ze sprzedaży obligacji nie zmniejsza podatku od odsetek – często w tych przypadkach inwestor nie wykazuje zysków ekonomicznych, a podatek płaci). Strat z posiadanych akcji nie można też skompensować z zyskami z funduszu inwestycyjnego czy lokat bankowych, choć tu mamy akurat jeden wyjątek: nie dotyczy to sytuacji, gdy inwestor ma akcje i notowane zagraniczne fundusze inwestycyjne typu ETF – tu kompensacja jest możliwa.

Rozwiązaniem wielu powyższych problemów byłoby sumowanie zysków i strat ze wszystkich aktywów w ciągu roku, zlikwidowanie (czy spójne rozszerzenie) wielu zwolnień (na bazie informacji z banków, analogicznych do obecnych otrzymywanych z biur maklerskich) i płacenie podatku według jednolitej dla wszystkich aktywów stawki od tak obliczonego dochodu pomniejszonego o straty. Taka konstrukcja umożliwiłaby także wprowadzenie, postulowanego przez niektóre siły polityczne, zwolnienia od podatku od niskich dochodów z rynków kapitałowych czy odsetek (czyli – wracając do przykładu z początku – Kowalski, który zarobił na odsetkach kilkaset zł faktycznie by podatku od tej kwoty nie zapłacił). Dobrym rozwiązaniem byłoby także ponowne powiązanie stawki podatku od zysków kapitałowych z podstawową stawką PIT. Obecne 19 proc. pochodzi z czasów, gdy podatek PIT w I skali wynosił właśnie tyle. Dziś jest 12 proc., stawka 19 proc. została. Idealnym rozwiązaniem byłoby, aby straty poniesione na rynkach kapitałowych można było zrekompensować z zyskami z innych źródeł (np. z wynagrodzeń czy działalności gospodarczej). Taką możliwość mają przecież firmy, które sumują wszystkie dochody minus koszty i od tak obliczonego zysku płacą podatek według jednolitej dla wszystkich stawki (bez względu na formę prowadzenia firmy – SA, sp. z o.o.). W środowisku wysokiej inflacji możliwość rozliczania strat dopiero w kolejnych latach zmniejsza realne korzyści z takiego rozwiązania (plus nie ma pewności, że straty się na koniec rozliczy). Takie ujednolicone i proste podejście do podatków wymagałoby jednak iście kopernikańskiej zmiany systemu, na co się niestety nie zanosi.

Felietony
Czym jest Omnibus?
Felietony
PIT-em go!
Felietony
Sprzedawać czy nie sprzedawać?
Felietony
Jak naprawić wartość
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”
Felietony
Czytając między liczbami
Felietony
CSRD w praktyce