W ciągu czterech pierwszych miesięcy br. ogólnopolski deweloper znalazł nabywców na 968 mieszkań, o 23 proc. mniej niż w analogicznym okresie poprzedniego, bardzo udanego dla branży roku. To jednocześnie o 5,5 proc. więcej niż po czterech miesiącach 2020 r., kiedy deweloperom dała się we znaki pandemia i biura sprzedaży były czasowo zamknięte.
W samym kwietniu br. Atal podpisał 214 umów deweloperskich i przedwstępnych wobec 261 w marcu i 226 w lutym.
Więcej czasu na decyzje
Spółka podtrzymuje całoroczny cel sprzedaży 3–3,5 tys. mieszkań wobec rekordowego poziomu 4258 lokali w 2021 r.
– Wojna w Ukrainie oddziałuje na deweloperów, widzimy, że klienci potrzebują więcej czasu na decyzje. Sytuacja przypomina początek pandemii – mówi Zbigniew Juroszek, prezes Atalu. – Jeśli chodzi o tegoroczny plan sprzedaży, szacujemy w obecnej sytuacji osiągnięcie około 75 proc. tego, na co liczylibyśmy w normalnych okolicznościach. To bardzo konserwatywny szacunek. W tej kalkulacji uwzględniamy spowolnienie decyzji kupujących spowodowane niepewnością. Wojna w Ukrainie nie wprowadza zmian strukturalnych na polskim rynku deweloperskim: nadal brakuje mieszkań, a Polacy chcą poprawiać swoje warunki bytowe. Wzrost liczby ludności w Polsce po przyjęciu gości z Ukrainy długoterminowo może okazać się czynnikiem stymulującym, bo część Ukraińców postanowi zostać na stałe i będzie szukać nieruchomości. Większość osiedliła się w największych miastach, które stanowią najważniejsze rynki deweloperów – dodaje.
Prezes podkreśla, że zdecydowana większość klientów to osoby chcące zaspokoić własne cele mieszkaniowe. Rosnące stopy są dla nich wyzwaniem, ale nie zmieniają definitywnie planów życiowych. Udział zakupów inwestycyjnych nigdy nie był w Atalu dominujący, ale dwucyfrowa inflacja i utrzymujący się wzrost cen mieszkań na tle mizernego oprocentowania lokat mogą działać zachęcająco.