W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku zaległości kredytowe i pozakredytowe Polaków wzrosły o ponad 2 mld zł, do 76 mld zł. Liczba niesolidnych dłużników zwiększyła się o 21,5 tys. do blisko 2,8 mln osób. Polacy swoje zaległości mogliby kupić siedem giełdowych spółek klasyfikowanych w najważniejszym indeksie GPW. Wystarczyłoby im na firmę odzieżową LPP i obuwniczą CCC, telekomy Play i Orange, paliwowy Lotos, producenta gier CD Projekt oraz Alior Bank.
Indeks rośnie
Wzrost liczby niesolidnych dłużników sprawił, że w I kwartale podwyższył się Indeks Zaległych Płatności Polaków (pokazuje ile osób z problemami finansowymi przypada na 1000 dorosłych mieszkańców kraju). Indeks wzrósł o 0,7 pkt. i wynosi obecnie 88,8 pkt. To dość zaskakujące, że w okresie bardzo dobrej koniunktury gospodarczej, a szczególnie na rynku pracy (historycznie niski wskaźnik bezrobocia, rosnące płace) i transferów socjalnych, wskaźnik ten rośnie. Jeszcze pod koniec 2017 r. wynosił tylko niecałe 80 pkt.
O ile w BIK niesolidnych dłużników jest obecnie mniej niż rok temu i pod koniec ub.r., to w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor w trzy miesiące przybyło 33,5 tys. osób i jest już ich ponad 2,2 mln. Do BIG trafiają niepłacący, m.in. rachunków za czynsz, telefon i internet, opłat sądowych, alimentów, kar za jazdę bez biletu, rat pożyczkowych czy wierzytelności windykowanych.
- Lista nabiera rozmiarów nie tylko z powodu rosnącego problemu z wypłacalnością Polaków, ale również dlatego, że wierzyciele częściej sięgają po tego typu formę nacisku. Choć niepłacącym może się wydawać, że kwoty do zwrotu są niewysokie, to skala problemu sprawia, że łącznie na minusie pokazują się miliardy złotych, za które można byłoby już kupić jedną trzecią giełdowych spółek z prestiżowego indeksu WIG20 – zwraca uwagę Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.