Nasza waluta w piątkowe popołudnie złapała lekką zadyszkę. Traciła na wartości zarówno względem euro, dolara i franka. Euro po południu było wyceniane na 4,21 zł czyli o 0,3 proc. więcej niż wczoraj. Dolar drożał o 0,5 proc. do poziomu 4,06 zł, zaś frank szwajcarski zyskiwał 0,4 proc. i trzeba było za niego płacić 4,46 zł. Czy ten ruch oznacza, że złoty ma kłopoty? Zdecydowanie nie. W piątek poruszaliśmy się bowiem w rytmie, jaki po raz kolejny wyznaczał dolar. Ten na globalnym rynku kontynuował umocnienie, a para EUR/USD znów zeszła poniżej 1,04.
- Wyższe wydatki konsumentów w USA (nawet przy relatywnie dobrze oszacowanym PCE) skutkują nieco mocniejszym dolarem na szerokim rynku. Eurodolar spada do 1,03677 USD, podtrzymując presję na waluty rynków wschodzących. W przypadku złotego oznacza to kontynuację podbicia do około 4,065 zł, przy czym pierwszy istotny opór zdążył ograniczyć dynamikę ruchu – wskazuje Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.
Bez obaw o złotego
Piątkowy ruch złotego można więc traktować jako zwykłą korektę, szczególnie, że rynek dostał do niej też pretekst. Patrząc jednak na ostatnie dni śmiało można mówić o sile naszej waluty. Para EUR/PLN wciąż bowiem jest blisko poziomu 4,20 zł, a w tym tygodniu nawet na chwilę udało jej się zejść poniżej tej wartości. Dolar był bliski zejścia poniżej 4 zł. Chwilowe uspokojenie nastrojów wokół złotego było więc wręcz czymś naturalnym.