Inwestorzy nadal są negatywnie nastawieni do polskich aktywów, co przekłada się na słabość złotego względem najważniejszych walut. W efekcie kursy dolara i franka znalazły się na nowych szczytach. W środę za dolara trzeba było płacić już nawet 5,06 zł, frank szwajcarski kosztował ponad 5,10 zł, a euro wyceniane było powyżej 4,83 zł.
Złoty pod presją
Złoty w dalszym ciągu pozostaje mocno uzależniony od globalnych nastrojów, które nie są zbyt optymistyczne w obliczu kryzysu energetycznego w Europie i trwającej wojny za naszą wschodnią granicą, która stawia Polskę i cały nasz region w gronie rynków o podwyższonym ryzyku inwestycyjnym. Do tego dochodzą też czynniki lokalne. – Kurs złotego jest historycznie niski wobec głównych walut, co jest zbiegiem kilku czynników. Perspektywa spowolnienia gospodarczego, odpływ kapitału od ryzykownych aktywów, rekordowa wartość dolara, konflikt z Rosją to tylko część elementów, które ciążą notowaniom polskiej waluty. Poziom niepewności na rynkach finansowych pozostaje wysoki i w takich momentach kapitał ucieka od walut z naszego regionu. Przed Europą trudny, zimowy okres, mogący przynieść recesję wraz z rekordową inflacją – wskazuje Rafał Sadoch, analityk BM mBanku. – Do czasu aż perspektywy gospodarcze się nie wyklarują, złoty może pozostawać pod presją. Zakładając, że 2023 rok przyniesie już poprawę koniunktury, powinno wesprzeć to także kurs krajowej waluty – uważa.
Trudno o optymizm
Jak zauważa Marek Rogalski, analityk walutowy DM BOŚ, problemem złotego nie jest tylko sytuacja globalna, czyli agresywna polityka FED, która stoi za wyraźnym rajdem dolara względem wszystkich walut, ale też lokalne wyzwania. – W ostatnich dniach polska waluta zachowywała się najgorzej w regionie. Poza rozczarowaniem wynikającym z rozwoju wypadków wokół KPO, niepokój wzbudził projekt „podatku solidarnościowego”, który miałby dotyczyć nie tylko firm z sektora energetycznego. Dyskusyjny staje się też cały policy mix w kontekście utrzymującej się wysokiej inflacji, czyli perspektywa polityki fiskalnej rządu przed nadchodzącymi wyborami, oraz sygnały zbliżającego się końca cyklu podwyżek stóp procentowych przez RPP – zauważa.
Dlatego nie ma złudzeń, że końcówka tego roku może być trudna dla złotego. – O ile krótkoterminowych ruchów się zazwyczaj nie komentuje, o tyle długoterminowe perspektywy nie wyglądają najlepiej. Zwłaszcza że za kilkanaście miesięcy problemem globalnych rynków nie będzie już nadmierna inflacja, tylko kryzys zadłużeniowy w warunkach nasilającej się recesji. Dużą niepewność budzi też sytuacja w Ukrainie i tzw. bezpieczeństwo energetyczne w Europie. To wszystko może sprawić, że złoty pozostanie słaby znacznie dłużej, niż może nam się to teraz wydawać – ocenia Rogalski.