Pojawia się coraz więcej informacji sugerujących, że druga fala pandemii może nadejść szybciej, niż się tego obawiano (tj. na jesieni). O ile w zeszłym tygodniu mieliśmy głównie wątek z Chin (sytuacja w Pekinie), oraz USA (wzrost dynamiki zakażeń w kilkunastu stanach), o tyle teraz niepokojące informacje napływają z Australii, czy też Niemiec (według informacji Instytutu Roberta Kocha wskaźnik reprodukcji koronawirusa skoczył do 2,88), a WHO odnotowała największy dzienny przyrost zakażeń na świecie od początku pandemii. W związku z tym zaczynają się pojawiać pytania o potencjalne obostrzenia. W piątek rynki zaniepokoiła decyzja Apple'a o zamknięciu części sklepów na Florydzie, w Arizonie, oraz Północnej i Południowej Dakocie. Na razie jednak żaden polityk nie wspomina o przywróceniu lockdownów.
Podczas handlu w Azji było nerwowo. Kontrakty na S&P500 otworzyły się luką spadkową, która jednak w kolejnych godzinach została całkowicie wymazana, po tym jak nadeszły informacje z Pekinu o stłumieniu pandemii COVID-19, a prezydent Donald Trump zdecydował o odroczeniu wprowadzenia sankcji na chińskich oficjeli zamieszanych w działania przeciwko mniejszości Ujgurów. Z Chin nadeszły też informacje o planach zwiększenia skali zakupów produktów rolnych z USA.
W efekcie nie widać wyraźnej ucieczki inwestorów w bezpieczne przystanie (CHF, JPY, USD). Nadal widać niezdecydowanie, co do tego, czy należy obawiać się, czy wręcz ignorować kolejne doniesienia o COVID-19.
OKIEM ANALITYKA - Bać się, czy nie bać?
Inwestorzy są nieco skołowani, bo patrząc na wypowiedzi polityków nie do końca wiedzą, czego można będzie się spodziewać po drugiej fali zakażeń COVID-19. Tymczasem casus Pekinu pokazuje, że tylko zdecydowane i szybkie działanie w postaci przywracania obostrzeń na lokalnych obszarach, w postaci z silną inwigilacją społeczeństwa, może dać skutek. Oby nie było tak, że konieczne działania zostaną wprowadzone zbyt późno, przez co proces wygaszania nowych ognisk będzie znacznie dłuższy i kosztowniejszy. Statystyki dla wybranych stanów w USA systematycznie się pogarszają, a do tego pojawiają się nowe problemy (Australia, Niemcy itd.).
Dla rynku walut kluczowym pytaniem jest to, czy będzie on beneficjentem drugiej fali COVID-19. Myślę, że nie do końca. Silny ruch w marcu wynikał z problemów z płynnością w dolarach, a teraz po ostatnich działaniach FED jest ona aż zanadto wystarczająca. Niewykluczone, że najbliższe miesiące przyniosą większą zmienność, ale na giełdowych indeksach (głębsza korekta?), niż na walutach. Niemniej w cenie będą klasyczne bezpieczne przystanie, jak jen, frank i złoto.