Jak widać, dopóki za pogarszającymi się statystykami chorobowymi nie pójdą realne działania decydentów, nakładających ponownie społeczne obostrzenia, dopóty rynki nie będą się nimi nadmiernie przejmować – oczywiście jak zwykle do czasu. Lepszy nastrój na giełdach sprawił, że inwestorzy ponownie zainteresowali się bardziej ryzykownymi walutami kosztem bezpiecznych przystani, do których często zaliczamy także dolara. W efekcie od poniedziałkowego poranka dolar stracił do złotego ponad 7 groszy, a euro niecałe 3 grosze. Co dalej? Wsparciem dla naszego regionu mogą być bardzo dobre wstępne odczyty indeksów PMI w strefie euro, które wskazują na rosnący optymizm co do perspektyw gospodarczego odbicia. Niemniej inwestorzy mogą być ostrożni po tym, jak w zeszłym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej wyraziła swoje niezadowolenie z nadmiernej aprecjacji naszej waluty w ostatnich tygodniach. Inwestorzy mogą być wyczuleni na tego typu kwestie, co dobrze pokazuje spadający kurs węgierskiego forinta. Bank Węgier nieoczekiwanie obniżył we wtorek stopy procentowe o 15 pkt baz. do 0,75 proc., chociaż w komentarzu stwierdzono, że nie jest to początek kolejnego luzowania polityki monetarnej. Istotnym czynnikiem dla złotego nie jest na pewno polityka, ale jeżeli już, to ważniejsze od wyborów prezydenckich mogą być ustalenia szczytu UE, który odbędzie się 17–18 lipca. ¶