Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy Francuzi złożyli broń w walce z koronawirusem, a inne ligi szykowały się do powrotu, dziennik „L'Equipe" zadawał pytanie: „Czy nie wyszliśmy na idiotów?".
Wcześniejsze zakończenie rozgrywek miało być przeszkodą w odniesieniu sukcesu w Europie. Nawet start nowego sezonu wyznaczono w przededniu finału Champions League w Lizbonie, jakby nie wierząc, że może się w nim znaleźć jakaś francuska drużyna.
Obawy się nie sprawdziły. Wypoczęci piłkarze Olympique Lyon wyeliminowali Juventus oraz Manchester City i awansując do półfinału, wyrównali najlepsze osiągnięcie klubu. Paris Saint-Germain pokonało natomiast Atalantę Bergamo oraz RB Lipsk i doczekało się pierwszego finału.
I choć wciąż nie udało się powtórzyć wyniku Marsylii, która triumfowała w premierowej edycji rozgrywek pod szyldem Champions League, postawa zespołów z Francji okazała się pozytywnym zaskoczeniem.
Petrodolary to za mało
Gwiazdor PSG Kylian Mbappe mógł zadrwić z krytyków, nazywających Ligue 1 ligą farmerów, a katarscy właściciele klubu, którzy przez blisko dekadę wydali na transfery ponad miliard euro, wreszcie uznać, że pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto.