„Nie ma internetu, nie ma wydobycia" – napisał Didar Bekbau, jeden z kazachskich kopaczy bitcoinów.
Paraliż kazachskich „kopalń" bitcoinów był jednym z czynników, które w ostatnich dniach wywołały przecenę na rynku kryptowalut. Za 1 bitcoina płacono w piątek rano 42,2 tys. USD, gdy jeszcze w środę cena dochodziła do 46,6 tys. USD.
Kazachstan stał się przez ostatnie kilkanaście miesięcy jednym z globalnych centrów „wydobycia" bitcoinów. Przyciągał m.in. „kopaczy" z Chin, którzy przenosili tam swoje interesy, po tym jak w Państwie Środka mocno zaostrzono regulacje dotyczące kryptowalut.Za przenoszeniem działalności do Kazachstanu przemawiały stosunkowo niskie ceny prądu a także dosyć liberalne przepisy. „Kopalnie" bitcoinów zwiększały jednak popyt na prąd, co skłoniło kazachskich parlamentarzystów do napisania projektu ustawy nakładającej specjalne podatki na „wydobycie" kryptowalut. - Wyłączenie internetu zbiegło się z inicjatywą mającą na celu de facto wprowadzenie zakazu powstawania nowych „kopalń" bitcoinów w kraju. „Kopacze" muszą więc być świadomi ryzyka politycznego. To wyjaśnia, czemu oni coraz częściej przenoszą się do miejsc stabilnych politycznie – twierdzi Nic Carter, założyciel funduszu Castle Island Ventures.