Początek tego roku na warszawskiej giełdzie był niezwykle optymistyczny. Czy jednak przypadkiem nie przeszarżowaliśmy?
Faktycznie ten początek roku był imponujący. Rzadko kiedy zdarza się, aby nasz parkiet tak mocno zostawił w tyle główne rynki. Oczywiście wydaje się, że tutaj głównym motorem wzrostów były nadzieje na wygaszenie konfliktu w Ukrainie. Perspektywa, że pewne istotne ryzyko z rynku mogłoby zostać zdjęte, była paliwem do tego, by znormalizować dyskonto, które widzieliśmy w ubiegłym roku na naszym parkiecie.
Tylko te czynniki niepewności w otoczeniu cały czas są. Rozmowy na temat pokoju są bardzo burzliwe, dochodzi temat ceł, który ostatnio co prawda zszedł nieco na dalszy plan, ale wydaje się, że znów wraca na poważniej. Wtorkowa sesja na GPW pokazywała zresztą, że rynek jest bardzo wrażliwy na różnego rodzaju informacje.
Teoretycznie wszyscy wiedzieliśmy, że Donald Trump jest nieprzewidywalny, ale z drugiej strony łudziliśmy się, że coś więcej możemy o nim wiedzieć po pierwszej kadencji i ta druga będzie już bardziej rzeczowa, Trumpowi będą towarzyszyli lepsi doradcy i nie będzie tak dużego chaosu w komunikacji. Zamiast tego mamy znów zaskoczenie. Patrząc na wskaźnik niepewności ekonomicznej w skali globalnej, mamy do czynienia ze skokowym wzrostem niepewności, porównywalnym w zasadzie z tym, co działo się podczas pandemii koronawirusa. Ubiegły tydzień zresztą był najlepszym przykładem tej niepewności. Najpierw mieliśmy pozytywny scenariusz rozegrania rozmów między Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą, a później mieliśmy starcie w Gabinecie Owalnym i wycofywanie się USA ze wsparcia Ukrainy. Dodatkowo dochodzi wspomniana przez ciebie kwestia ceł. Zamęt ekonomiczny jest więc bardzo duży i można powiedzieć, że dzisiaj analitycy muszą stać się też politologami, by się w tym wszystkim odnaleźć.
Jakie to może mieć przełożenie na nasz rynek? WIG zdążył ustanowić w tym roku nowy historyczny rekord, przebił poziom 90 tys. pkt, ale też mamy to wtorkowe cofnięcie. Co dalej?
WIG ma za sobą sześć tygodni wzrostowych, co na wykresie widać w postaci sześciu białych świec. Wyglądało to naprawdę bardzo optymistycznie, a nasz indeks ruszył w kierunku 100 tys. pkt, czyli poziomu, o którym mówiliśmy już w ubiegłym roku. Teraz jednak mamy rynkowe „sprawdzam”, co zostało sprowokowane przez wydarzenia z ostatnich dni. Będzie więc to weryfikacja nastrojów. Przez dwa miesiące mieliśmy do czynienia z normalizacją wskaźników, a teraz pytanie brzmi, czy kapitał zagraniczny będzie chciał się wycofać z naszego parkietu. Patrząc na obroty, to przez sześć pierwszych tygodni tego roku były one nieprzeciętnie wysokie. Wtorkowych spadków nadal więc nie postrzegam jako ruchów, które mogą zagrażać dalszym zwyżkom. Rzadko się zdarza, aby nasz rynek doświadczał takiego przypływu kapitału zagranicznego, a tego typu ruchy zazwyczaj mają dłuższy horyzont. Oczekuję więc, że inwestorzy zagraniczni, patrząc na ten szum informacyjny w sprawie Ukrainy, będą jednak postrzegali to jako element strategii negocjacyjnej administracji Trumpa z Ukrainą oraz Europą.
Zagranica patrzy na nasz rynek także przez pryzmat indeksów wyrażonych w dolarach. Czy na ich wykresach pojawiły się jakieś niepokojące sygnały?
Patrząc na to, jak WIG liczony w dolarach zachowywał się na przestrzeni lat, można powiedzieć, że był to pewnego rodzaju oscylator. Mieliśmy falę wzrostową, zatrzymywaliśmy się w okolicach 18 tys. pkt, a później wracaliśmy w okolice 11 tys. pkt. Łatwo więc było określić punkty zwrotne dla kapitału zagranicznego. Już jednak w ubiegłym roku się to zmieniło. Mieliśmy mocne wybicie górą z tego ruchu horyzontalnego i wykonaliśmy ruch podobny do tego, który widzieliśmy w latach 2006–2007. Obecnie WIG w ujęciu dolarowym jest na poziomie z grudnia 2007 r. Patrząc też na zachowanie złotego, widać zresztą, że kapitał zagraniczny nadal od nas nie ucieka i przez to ruch wzrostowy ma szansę na kontynuację. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że dużo będzie jednak tutaj zależało od rozwoju sytuacji geopolitycznej. Wracając jednak do tego, jak ruch wzrostowy wyglądał w 2007 r., to obecnie jest jeszcze przestrzeń do wzrostów.