Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na tytułowe pytanie. Powszechnie uważa się, że w krótkoterminowym inwestowaniu lepiej działa analiza techniczna (AT), z kolei w długoterminowym horyzoncie lepsza jest znajomość fundamentów (AF). Dobrym wyjściem, o czym wspominał w tym miejscu dwa tygodnie temu prof. Borowski, jest zapoznanie się z obydwoma podejściami. Dlatego właśnie postaramy się przybliżyć podstawy obu metod.
Czytanie wykresów
Wielu ludzi niesłusznie oczekuje od analizy technicznej prognostycznych właściwości. Gdyby faktycznie miała ona zdolności wróżki, najlepsi traderzy na świecie nie osiągaliby odsetka udanych transakcji na średnim poziomie od 35 do 50 proc., a przynajmniej 75 proc. Zadaniem analizy technicznej jest obiektywna ocena rynkowej sytuacji. Używając wskaźników opartych na statystycznych zależnościach kursów albo technik price action (analiza samego wykresu ceny), można zminimalizować własne interpretacje, które często są efektem emocji lub poszukiwania na siłę potwierdzenia swoich decyzji. Technik traktuje wykres tak, jak lekarz traktuje zdjęcie RTG: patrzy, stawia rynkową diagnozę, dopasowuje narzędzia analityczne i planuje transakcję. Pokrótce wygląda to tak, że na wstępie rozpoznajemy trend w preferowanym przez nas interwale czasowym oraz w ujęciu szerszym, by dokładnie ocenić położenie ceny. Rozpoznanie trendu pozwala na dobór narzędzi, które będą generować sygnały kupna i sprzedaży. Inne techniki służą do gry na rynku poruszającym się horyzontalnie (np. oscylatory RSI i Stochastic), a inne w momencie kiedy obserwujemy wyraźny trend wzrostowy lub spadkowy (np. średnie kroczące, linie trendu). Kolejnym krokiem jest określenie linii obrony, czyli ustalenie, kiedy w razie złego rozwoju sytuacji uciekniemy z rynku. Dzięki temu będziemy zawsze wiedzieli, ile w danej transakcji można stracić. Do tego celu mogą posłużyć wstęgi Bollingera, zniesienia Fibonacciego, poziomy wykupienia i wyprzedania. Paleta narzędzi jest bardzo szeroka. Warto jednak dążyć do prostoty przy stawianiu diagnoz. Nie szukać na siłę skomplikowanych narzędzi. Nie ma badań, które potwierdziłyby, że metody, które zrozumie tylko profesor matematyki, są lepsze niż proste przecięcia średnich czy wybicia z kanałów. Wybór narzędzi i ocena rynku na ich podstawie jest podstawą do stworzenia strategii inwestycyjnej. Jeśli dołożymy do tego metody zarządzania kapitałem oraz wskaźniki nadzorujące efektywność naszej strategii, będziemy mieli kompletny system, który nie tylko ułatwi nam zdyscyplinowanie, ale ograniczy stres i niepotrzebne emocje.
Sytuacja spółki
Analiza fundamentalna jest jeszcze bardziej usystematyzowana niż techniczna. Podręcznikowo składa się z pięciu etapów. Pierwszy to ocena sytuacji makroekonomicznej, a więc spojrzenie na otoczenie spółki z szerokiej perspektywy. To tutaj pod lupę bierze się wskaźniki typu PKB, PMI, CPI, a także dane o produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej czy chociażby sytuację polityczną w danym kraju. Drugi etap to analiza sektorowa, a więc ocena atrakcyjności danej branży. Uwzględnić należy tutaj m.in. poziom konkurencji, cykl życia sektora, poziomy i trendy w marżach zysku, stabilność i perspektywy wzrostu popytu, siłę dostawców i uzależnienie sektora od cen surowców oraz poziom ekspozycji na ryzyko polityczno-regulacyjne. Warto brać poprawkę na fazę cyklu koniunkturalnego, w którym znajduje się obecnie gospodarka oraz na wskaźniki zagregowane, np. C/Z dla branży w porównaniu z C/Z dla całego rynku. Kolejnym etapem AF jest wybór konkretnej spółki i jej ocena pod kątem czynników niezwiązanych bezpośrednio z finansami firmy (analiza sytuacyjna). Mowa tu na przykład o jakości kadry zarządzającej czy możliwości ekspansji produktowej. W książce „Inwestycje", autorstwa Teresy Jajugi i Krzysztofa Jajugi, wyróżnionych zostało osiem etapów oceny sytuacyjnej, z którymi warto się zapoznać.
Przedostatni etap AF to analiza finansowa, czyli sprawdzenie efektywności i sprawności działania spółki oraz określenie stanu jej finansów i zdolności generowania nadwyżek finansowych. Jest ona przeprowadzana na podstawie sprawozdań finansowych, które giełdowe spółki publikują co kwartał. I na koniec pozostaje już wycena firmy, a więc obliczenie aktualnej wartości posiadanych papierów, tak by można było stwierdzić, czy są niedowartościowane lub przewartościowane w relacji do wyceny rynkowej (z wyjątkiem IPO, gdy papiery nie są jeszcze w obrocie i nie można dokonać porównania). Do tego celu służą odpowiednie modele matematyczne, bazujące przykładowo na zdyskontowanych przepływach pieniężnych lub oczekiwanym strumieniu przyszłych dywidend.