Z punktu widzenia gospodarstwa domowego zamierzającego zaciągnąć kredyt liczy się przede wszystkim różnica pomiędzy oprocentowaniem (szerzej – kosztami obsługi) a zdolnością do obsługi zobowiązań. Gdy stopa procentowa ustawiona jest dostatecznie wysoko, część kredytów nie zostanie zaciągnięta, gdy jest niska – na rynek kredytów wchodzą nowe podmioty. Kanał transmisji polityki pieniężnej działa wtedy prawidłowo, antycyklicznie.
Z punktu widzenia kredytobiorcy posiadającego kredyt zmiana oprocentowania to przede wszystkim zmiana kosztów obsługi tego kredytu, a więc w szczególności zmiana dochodu rozporządzalnego (na potrzeby niniejszego opracowania za dochód rozporządzalny uznajmy dochód pomniejszony o podatki, składki i powiększony o transfery, po zapłaceniu wszystkich bezwzględnie wymagalnych zobowiązań, w tym rat kredytowych). Podobnie jak w przypadku potencjalnych kredytobiorców skutki polityki pieniężnej są z założenia antycykliczne.
Duży odsetek kredytów walutowych = procykliczność polityki monetarnej
Tak to by działało, gdyby gospodarka polska była gospodarką zamkniętą. Historycznie efektywność polskiej polityki monetarnej była zmniejszana poprzez szeroki dostęp do taniego finansowania w obcej walucie. Udział kredytów w walutach obcych przekroczył 20 proc. w 2002 roku i do tej pory osiągnął 40 proc. (aż 70 proc. nowych kredytów było w ostatnich miesiącach udzielanych w walutach obcych). W takiej sytuacji zacieśnienie monetarne (podwyżka stóp procentowych – red.) z jednej strony generuje przesunięcie popytu w stronę kredytów walutowych, z drugiej – powoduje zmniejszenie (a nie zwiększenie!) kosztów obsługi kredytu dla dużej części bieżących kredytobiorców. Dlaczego? Zacieśnienie monetarne zwykle prowadzi do umocnienia waluty krajowej, co zmniejsza koszty obsługi kredytu denominowanego w walutach obcych. Jednocześnie oczekiwania na rozpoczęcie cyklu zacieśnienia monetarnego generują oczekiwania umocnienia kursu walutowego, co sprawia, że przynajmniej w krótkim okresie kredyt walutowy jawi się gospodarstwom domowym jako tańszy (a takie przekonanie jest bardzo często wzmacniane przez politykę reklamową banków), stąd jest chętniej zaciągany. Natomiast w sytuacji poluzowania monetarnego nie występuje spadek kosztów obsługi zadłużenia, gdyż zwykle krajowa waluta się osłabia. W ten sposób dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której w odniesieniu do 70 proc. nowo zaciąganych kredytów polityka monetarna działa procyklicznie, a 40 proc. posiadaczy kredytu odczuwa przeciwne skutki polityki pieniężnej niż 60 proc. gospodarstw, w przypadku których polityka pieniężna działa „normalnie". Z pewnością nie są to proporcje, z których Rada Polityki Pieniężnej może być zadowolona.
Duży odsetek kredytów walutowych = ryzyko systemowe
Duży odsetek kredytów walutowych to jednak nie tylko kwestie związane z przedziwnym kierunkiem oddziaływania?polityki pieniężnej; to także?istotne ryzyko systemowe, które dla Narodowego Banku Polskiego i regulatora pozostaje?nie mniej istotne. Kwestia wynoszącego obecnie ponad 140 mld zł netto zewnętrznego finansowania polskiego sektora bankowego, systematycznie podnoszona przez agencje ratingowe i zagranicznych analityków, to właśnie wynik boomu w kredytach hipotecznych z lat 2007–2008.
W odniesieniu do ryzyka systemowego należy wskazać trzy elementy, które niestety materializują się zwykle w sposób łączny podczas napięć na rynkach finansowych. Po pierwsze, krajowe banki pozyskują waluty od spółek matek przy wykorzystaniu kredytów lub finansując się „na rynku" za pomocą operacji fx swap bądź basis swap. Pierwszy sposób finansowania jawi się jako zdecydowanie bardziej stabilny, jednak w sytuacji dużych napięć na rynkach finansowych linie kredytowe również są ograniczane (co nie tylko stwarza ryzyko refinansowania już otwartych pozycji w bilansach banków, lecz również ogranicza nową akcję kredytową). Druga sprawa to kwestia procykliczności finansowania w walutach obcych, co w połączeniu z niskim oprocentowaniem i procyklicznością standardów udzielania kredytu stanowi bezpośrednie ryzyko tworzenia baniek spekulacyjnych. Trzecia kwestia dotyczy zależności kosztów obsługi kredytu od kursu walutowego. Gospodarstwa domowe nie tylko z uwagi na brak odpowiedniej wiedzy, lecz również z powodu wysokiego kosztu takiego rozwiązania, nie zabezpieczają pozycji walutowej. Konsekwencją może być gwałtowny wzrost NPL (kredyty niepracujące, tj. niespłacane regularnie – red.) i bezpośrednie zagrożenie współczynników wypłacalności całego sektora. To wszystko sprawia, że w momencie kryzysu finansowego optymalna polityka pieniężna ukierunkowana na przeciwdziałanie negatywnym efektom cyklicznym i płynnościowym może zostać zablokowana przez kwestie systemowe i konieczność utrzymania odpowiedniej premii za ryzyko i niedopuszczenia do deprecjacji waluty (patrz szeroko opisywany scenariusz węgierski). Tak więc również z perspektywy regulacyjnej wydawałoby się, że lepszym rozwiązaniem byłby mniejszy udział kredytów w walucie obcej.
Działania zaradcze
W 2008 roku (z obecnej perspektywy wydaje się, że zbyt późno) nadzór bankowy wprowadził rekomendację S (dotyczyła sposobu obliczania zdolności kredytowej do zaciągania kredytów hipotecznych w walutach obcych). Na początku 2011 roku rekomendacja S została znowelizowana przez KNF (S2), a zmiany dotyczą mechanizmów badania zdolności kredytowej na długie okresy (powyżej 30 lat). Pełne dostosowanie banków do tej rekomendacji nastąpi w 2012 roku. W lutym 2010 roku KNF wydała rekomendację T, która stanowi, że suma rat kredytowych spłacanych przez klienta detalicznego nie może przekraczać 50 lub 65 procent miesięcznych dochodów.