Z jednej strony żyjemy w czasach dużej niepewności i związanego z nią ryzyka inwestycyjnego. Z drugiej – przewidywane słabsze tempo wzrostu gospodarczego w najbliższej przyszłości prawdopodobnie sprawi, że oczekiwane stopy zwrotu z inwestycji będą niższe. Dlatego stara prawda, że aby zarobić, trzeba akceptować ryzyko inwestycyjne, jest teraz jeszcze bardziej oczywista.
Akceptując ryzyko, staram się je jednocześnie zmniejszyć, stosując trzy mechanizmy: – inwestuję na rynku, który rozumiem, to znaczy na polskim rynku akcji – poprzez fundusze inwestycyjne i ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe, – wydłużam horyzont inwestycyjny praktycznie bez ograniczeń, czyli nie zakładam zmiany obranej strategii przez wiele lat, – staram się inwestować w miarę regularnie wszelkie nadwyżki finansowe, czyli nie próbuję przechytrzyć rynku, czekając z inwestycjami na giełdowy dołek.
Dzięki temu nie przeżyłem traumy w latach 2007–2008. Dużą część oszczędności ulokowałem w wybranych funduszach przed giełdowym szczytem z 2007 roku, a następnie inwestowałem podczas głębokiej bessy, która nastąpiła po tym szczycie.