Testy mają z założenia dać odpowiedź na pytanie, jak może sobie radzić europejski sektor bankowy, gdy pogorszeniu ulegnie sytuacja gospodarcza i rynkowa. Ich zadaniem jest wykazanie, czy banki będą potrzebowały wówczas dodatkowego kapitału – a jeśli tak, to w jakiej ilości. Poprzednia runda testów została przeprowadzona w lipcu zeszłego roku. Zbadano 91 banków, w tym polski PKO BP. Wyniki tych badań były później powszechnie krytykowane, gdyż wskazały, że europejskie banki potrzebują jedynie 3,5 mld euro dofinansowania. Testy oblało zaledwie siedmiu pożyczkodawców. Przeszły je pomyślnie m.in. duże banki irlandzkie, które potrzebowały kilka miesięcy później kilkudziesięciu miliardów euro pomocy. Scenariusze uwzględnione w badaniu uznano więc powszechnie za zbyt łagodne.
Organizacją nowej rundy testów zajął się Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA, nowy unijny regulator) wspólnie z Europejskim Bankiem Centralnym oraz krajowymi regulatorami. Andrea Enria, przewodniczący EBA, deklarował, że tym razem scenariusze testów będą o wiele surowsze niż poprzednio. Informacje, które przeciekły do mediów, wskazują jednak na coś innego.
Testy będą obejmować symulację przewidującą spadek indeksów giełdowych o 15 proc. W poprzednich podobna symulacja mówiła o spadku indeksów giełdowych o 20 proc., a wartości niektórych aktywów o 36 proc. Obecna runda testów przewiduje również, że PKB strefy euro skurczy się w tym roku o 0,5 proc., a w przyszłym o 0,2 proc. Także w tym przypadku przyjęte przez EBA kryteria okazały się nieco łagodniejsze niż w dla testów przeprowadzanych latem zeszłego roku. Analitycy przyjęli dobrze tylko jeden z elementów nowych testów – wzrost kosztów finansowania banków o 1,25 pkt proc.