Początkowe plany spółki zakładały pozyskanie 10 mld dolarów. W ubiegłym tygodniu poinformowano jednak, że wartość oferty wyniesie ponad 6 mld dolarów. Najnowsze doniesienia mówią, że spółka pozyska w ofercie publicznej niecałą połowę zakładanej na początku kwoty.
Ostatecznie Xiaomi wyemituje 2,2 mld akcji po 17 dolarów hongkońskich (2,17 dolarów amerykańskich). Debiut na giełdzie w Hongkongu odbędzie się 9 lipca.
Wartość całej spółki, uwzględniając wycenę z IPO, może wynieść około 54 mld dolarów, czyli znacznie poniżej wyceny blisko 100 miliardów dolarów, o jakiej mówiono wcześniej. Nie jest to również wielki przeskok z 45 mld dolarów, na jakie Xiaomi została wyceniona w prywatnej rundzie finansowania pod koniec 2014 r.
Wpływ na niższą wycenę w IPO mają zawirowania na linii USA–Chiny. Eskalacja konfliktu odbije się negatywnie na chińskiej firmie. Chodzi tutaj głównie o plany Donalda Trumpa dotyczące ograniczenia chińskich inwestycji w technologie ważne pod względem przemysłowym. Departament Handlu USA rozważa wprowadzenie mechanizmów kontroli eksportu, które powstrzymałyby amerykańskie firmy przed wysyłką niektórych technologii do Chin. Jakiekolwiek decyzje mogłyby negatywnie obić się na technologicznej spółce.
Jak podaje CNN, inwestorzy byli zaniepokojeni potencjałem do wzrostu rentowności Xiaomi w przyszłości, biorąc pod uwagę, że znaczna część sprzedaży smartfonów znajduje się w dolnym segmencie rynku. Aby osiągnąć wyższą wycenę, spółka starała się pokazać inwestorom z innej strony – jako firma świadcząca usługi internetowe, a nie tylko producent elektroniki. Xiaomi oferuje szeroką gamę produktów, jednak największe przychody pochodzą z produkcji smartfonów. Największym rynkiem zbytu są Chiny, a zaraz po nim Indie, w których marka znajduje się na pierwszym miejscu pod względem sprzedaży, nawet przed Samsungiem.