Kwestia mieszkaniowa była jednym z najważniejszych tematów ubiegłorocznej kampanii przed wyborami, których wynik zakończył trwające prawie 10 lat rządy Partii Narodowej i niespodziewanie na stanowisko premiera wywindował Jacindę Ardern.
Podczas kampanii ostro krytykowała ona zagranicznych spekulantów o takie zawyżanie cen na rynku nieruchomości, że stały się one niedostępne dla młodych obywateli Nowej Zelandii, którzy szukają swojego pierwszego mieszkania.
W skali całego kraju ceny w ciągu minionej dekady wzrosły o ponad 60 proc., a w Auckland, największym mieście, prawie podwoiły się w tym okresie.
Zdaniem krytyków odpowiedź na ten problem rządowej koalicji – zakaz dla obcokrajowców -– nie spowoduje wystarczającej różnicy na rynku, gdzie według analiz ekonomistów, brakuje około stu tysięcy mieszkań. A z danych wynika, że obcokrajowcy, głównie z Chin i Australii, kupili zaledwie 3 proc. mieszkań. JB