„Dla części eksporterów próg bólu już został przekroczony, ale NBP prawdopodobnie takiego progu nie ma. Trudno sobie obecnie wyobrazić interwencję motywowaną tylko kursem złotego” – oceniają ekonomiści Pekao. Było już w nie tak dalekiej przeszłości (w 2020 r.), że Narodowy Bank Polski przeprowadzał interwencję walutową w celu osłabienia złotego. – Ale NBP robi to niesłychanie rzadko i tylko wtedy, aby opóźnić trend spadający lub wzmacniający – wyjaśniał prezes Glapiński podczas lutowej konferencji prasowej. Tym razem jest to bardzo mało prawdopodobne z dwóch powodów. Po pierwsze, jak przekonywał szef banku centralnego, z regularnych ankiet NBP wśród przedsiębiorców wynika, że kurs złotego jest daleko na liście ich problemów. Po drugie i ważniejsze, silny złoty to tańszy import. – Przyjmujemy kurs złotego jako dar boży. Cieszymy się, że złoty jest tak silny, bo to silny element antyinflacyjny – oceniał szef NBP. – Silny złoty szybko i istotnie oddziałuje na inflację, mnożnik jest na poziomie około 10 proc. – potwierdza Marta Petka-Zagajewska. To oznacza, że umocnienie złotego o 3 proc. powinno odejmować z inflacji około 0,3 pkt proc. W sytuacji wyraźnie podwyższonej inflacji (wstępny szacunek GUS to 5,3 proc. w styczniu) i prognoz NBP wskazujących, że w tym roku może nie spaść nawet w obręb celu, czyli do przynajmniej 3,5 proc., to różnica nie do pogardzenia. – Ten czynnik sprawia, że według mnie jakiekolwiek wezwania NBP do interwencji walutowej w celu osłabienia złotego nie mają szansy powodzenia – mówi analityczka PKO BP. Warto też pamiętać, że jednym z powodów siły złotego jest właśnie polityka monetarna. Rada Polityki Pieniężnej wysyła jastrzębie, bardzo ostrożne znaki, w ogóle nie widząc na razie przestrzeni do obniżek stóp procentowych. Stóp, które jednak w strefie euro są obniżane (acz skala dalszych cięć jest pod coraz większym znakiem zapytania). Z tego punktu widzenia, gdyby na Świętokrzyskiej miało stać się coś, co miałoby osłabić złotego, to wydaje się, że w pierwszej kolejności mogłoby to być złagodzenie retoryki Rady Polityki PIeniężnej.
Z drugiej strony, oczywiście przekaz Rady nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na siłę polskiej waluty. Ważne są też dobre wyniki i prognozy dla polskiej gospodarki. W czwartym kwartale 2024 r. silniej rok do roku niż Polska (3,7 proc. w ujęciu odsezonowanym) urosła tylko Dania, średnia dla całej UE to 1,1 proc. Prognozy kolejnych organizacji międzynarodowych (np. Fitch, OECD, Komisja Europejska) wskazują, że w latach 2025–2026 będziemy w czołówce najsilniej rosnących gospodarek Europy. – To zawsze jest coś, co przyciąga kapitał. Dodatkowo silnie rosnąca gospodarka zazwyczaj nie wymaga wspierania obniżkami stóp procentowych, co daje pewne przyrzeczenie relatywnie wyższych stóp niż gdzie indziej – wyjaśnia Petka-Zagajewska. Argumentów, aby rewidować w dół prognozy gospodarcze dla Polski nie dają ostatnie dane, w tym m.in. wzrost sprzedaży detalicznej o rewelacyjne 4,8 proc. rok do roku, najsilniejszy od pół roku i aż o 3 pkt proc. wyższy od średniej prognoz ekonomistów w ankiecie „Parkietu”.
Bardzo istotne są też wydarzenia geopolityczne, przede wszystkim zapowiedzi Donalda Trumpa dotyczące szybkiego zakończenia wojny w Ukrainie. Wydaje się, że dla rynków finansowych nie liczy się sposób, w jaki do tego dojdzie, ale to, żeby do niego doszło. – To jest też czynnik, który skłania nas do przekonania, że ten trend umocnienia złotego chyba jednak nie będzie trwałym – zauważa Petka-Zagajewska. – Stoimy na stanowisku, że trudno będzie o trwałe, pozytywne rozstrzygnięcia z punktu widzenia bezpieczeństwa i porządku w Europie. Zakładam, że euforia „pokojowa” nie będzie długa – kurs się skoryguje i przez większą część roku euro będzie po ponad 4,20 zł. Acz ta prognoza zakłada też, że RPP zacznie obniżać stopy – dodaje.