W maju przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw – czyli firmach zatrudniających co najmniej 10 osób – wyniosło niespełna 7,2 tys. zł brutto, o 12,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Za to średnią kryją się jednak ogromne różnice regionalne i sektorowe. Przykładowo w województwach warmińsko-mazurskim i podkarpackim przeciętna płaca w maju (nowsze dane są dostępne tylko dla całego kraju) nie dochodziła nawet do 5,9 tys. zł, podczas gdy w mazowieckim przekraczała 8,2 tys. zł. Różnice są jeszcze większe na niższych szczeblach podziału administracyjnego. W trzech miastach – w Krakowie, Gdańsku i Warszawie – pracownicy średnio zarabiali już blisko 9 tys. zł, podczas gdy w Białymstoku zaledwie 6 tys., nawet mniej niż średnio na Podlasiu. Ta przepaść wynika częściowo z różnic w branżowej strukturze zatrudnienia. W niektórych branżach przeciętne wynagrodzenia zdecydowanie przewyższają bowiem 10 tys. zł, w innych nie dochodzą nawet do 5 tys. zł.
W duchu dyrektywy UE
To regionalne i sektorowe zróżnicowanie płac jest punktem wyjścia dla zwolenników odejścia od ustalania jednakowej płacy minimalnej dla całego kraju. Taki postulat od dawna wysuwa m.in. Business Centre Club. Kilka dni temu swego rodzaju regionalizację płacy minimalnej – w praktyce zaś wprowadzenie dwóch stawek, jednej dla zamożniejszych regionów, innej dla uboższych – zaproponował Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Ten kierunek zmian w ustalaniu minimalnego wynagrodzenia podoba się też innym organizacjom pracodawców, szczególnie wobec znaczących jego podwyżek w tym i w przyszłym roku. Jeśli wejdzie w życie propozycja rządu, w II połowie 2024 r. minimalne wynagrodzenie w Polsce będzie wynosiło 4300 zł brutto. To o zaledwie 200 zł więcej, niż wynosiła w I połowie br. przeciętna płaca w przemyśle odzieżowym. – Jestem za możliwością różnicowania płacy minimalnej, niekoniecznie tylko wedle kryterium regionalnego, ale też branżowego. Do tego zachęca dyrektywa UE w sprawie płacy minimalnej – mówił w środę w Parkiet TV Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, przypominając, że branżowe zróżnicowanie funkcjonuje m.in. w Niemczech. – W określonych sytuacjach, gdy na lokalnym rynku pracy dominuje jeden pracodawca, który akurat ma kłopoty, powinna istnieć możliwość, aby pracownicy i pracodawcy ustalili niższe minimalne wynagrodzenie niż obowiązuje w kraju – przekonywał.
Administracyjne piekło
Jak wynika z naszej sondy wśród uczestników panelu eksperckiego „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”, także wśród ekonomistów propozycja różnicowania płacy minimalnej ma więcej zwolenników niż przeciwników. Z tezą, że „wobec dużych różnic w poziomie wynagrodzeń między lokalnymi rynkami pracy płaca minimalna również powinna być zróżnicowana (np. na szczeblu województw)”, zgodziło się blisko 49 proc. spośród 35 uczestników naszej sondy. Przeciwnego zdania było 40 proc. ankietowanych. Co jednak znamienne, postulat ten cieszy się zdecydowanym poparciem tylko 6 proc. ekonomistów, a wielu zwolenników podkreśla, że choć jest on teoretycznie atrakcyjny, to w praktyce byłby trudny do wprowadzenia. Z kolei ci uczestnicy naszego panelu eksperckiego, którzy specjalizują się w badaniach rynku pracy, w zdecydowanej większości są wśród przeciwników regionalizacji płacy minimalnej.
– W granicach tych samych województw występują bardzo duże różnice w poziomie płac. Stąd województwa nie są najlepszym poziomem, na którym płaca minimalna powinna być różnicowana – zauważa prof. Andrzej Rzońca ze Szkoły Głównej Handlowej. Tyle że – jak wskazuje prof. Aleksandra Majchrowska z Uniwersytetu Łódzkiego – różnicowanie płac na poziomie mniejszych jednostek administracyjnych, np. powiatów, byłoby zaś szalenie skomplikowane. Szczególnie jeśli płaca minimalna miałaby być w jakiś sposób powiązana z przeciętnym wynagrodzeniem w danym regionie lub z kosztami życia.