Te cztery lampki ostrzegawcze to podwyższona inflacja, wysoka relacja liczby osób w wieku poprodukcyjnym do osób w wieku produkcyjnym, niska wycena krajowej waluty oraz dojście PKB na głowę mieszkańca do 15-17 tys. dol. Wskaźnik obciążenia demograficznego (relacja liczby osób w wieku 0-14 lat i od 65 w górę do liczby osób 15-64-letnich) wynosi w Polsce 0,51, co już nie jest korzystnym wynikiem.
- Jeśli jednak jako pracujących uwzględni się tylko tych, którzy realnie wytwarzają PKB, to będzie on już bliżej 1 – oblicza Szyma, dodając że w takiej sytuacji każda osoba pracująca utrzymuje jedną niepracującą lub zatrudnioną np. w administracji państwowej.
„Zamiast na rozwój wydajemy na socjal”
Tymczasem niska wycena waluty lokalnej oznacza, że przedsiębiorstwa nie są zmuszane do generowania wysokiej wartości dodanej. Dodatkowo znajdujemy się w ogonie pod względem wydatków na badania i rozwój, a w rezultacie rejestruje się u nas co najmniej kilkunastokrotnie mniej patentów niż w Niemczech. Zamiast w technologie inwestujemy w politykę socjalną.
Czytaj więcej
Z obecnego kryzysu energetycznego Europa ma szanse wyjść wzmocniona, a w Polsce inflacja spadnie poniżej 10 proc. jeszcze w tym roku – uważa ekonomista Marek Zuber, który gościł na konferencji inwestorskiej Wall Street.
Jak zauważa Szyma, choć wciąż zaliczamy się do krajów biedniejszych, to pod względem udziału wydatków socjalnych w PKB należymy do europejskiej czołówki. Aby sfinansować te wydatki, muszą rosnąć podatki – pod względem ich wysokości jesteśmy już niechlubnym liderem regionu, notujemy też najszybszy przyrost w UE. To zachęca młode pracujące osoby do emigracji, skutkując drenażem mózgów, który okazał się głównym negatywnym skutkiem ubocznym naszego wejścia do UE.