Jacek Rostowski, minister finansów, przyznał w Sejmie, że przygotowanie tego projektu budżetu było szczególnie trudne. – Z jednej strony mamy silną polską gospodarkę napędzaną przez coraz szybciej rosnące inwestycje. Z drugiej strony mamy kryzys w strefie euro, zagrożenie pogłębiające się skokowo i w nieprzewidywalny sposób – powiedział, prezentując założenia budżetu na 2012 rok.
Trudno było przewidzieć
Zdaniem szefa resortu nikt nie mógł przewidzieć obecnych turbulencji. – Gdyby nie to, co dzieje się w strefie euro, to wyniki naszej gospodarki w III kwartale spowodowałyby raczej podwyższenie przewidywanego wzrostu PKB w przyszłym roku z 4 proc. do 4,5 proc. lub nawet więcej zamiast obniżenia – dodał minister Rostowski. Ale też zaznaczył, że jeśli kryzys w strefie euro się pogłębi, możliwa jest nowelizacja budżetu w przyszłym roku. W budżecie 2012 deficyt ma nie przekroczyć 35 miliardów złotych, zakłada się wzrost PKB o 2,5 proc., inflację na poziomie 2,8 proc., a bezrobocie na koniec 2012 r. sięgnie 12,3 proc.
NBP buforem dla dochodów
Projektu budżetu i polityki gospodarczej bronił w czasie debaty Dariusz Rosati, poseł PO. Projekt określił jako racjonalny, choć zaznaczył, że wyjątkowy, bo wyjątkowa jest skala niepewności zewnętrznych. Zgadzając się z założeniami budżetu, podkreślił, że można „z dużym prawdopodobieństwem przewidywać", że inflacja będzie wyższa niż prognozowane 2,8 proc.
To oznaczałoby wyższe nominalne dochody państwa i nominalne PKB. Zdaniem posła w budżecie jest kilka rezerw, które mogą skompensować ewentualnie niższe dochody z VAT, jeśli rzeczywiście są zawyżone w projekcie. Rosati wskazał, że dokument nie przewiduje np. wpłaty z zysku Narodowego Banku Polskiego, tymczasem wszystko wskazuje na to – według Rosatiego – że będzie ona wysoka, wyniesie 8–10 mld zł.
– To taki bufor bezpieczeństwa, który Ministerstwo Finansów może wykorzystać, gdyby dochody z VAT były niższe – powiedział.