W jakiej skali? – Coraz bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym spadek PKB w IV kwartale wyniesie od jednej drugiej do trzech czwartych szoku z II kwartału – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. W II kwartale PKB tąpnął o 8 proc., więc teraz trzeba się będzie liczyć z kolejnym spadkiem o ok. 4–5 proc.
– Dzienne bezpośrednie straty dla gospodarki to ok. 700 mln zł, czyli ok. 10 proc. tego, co byłoby wytwarzane w normalnym czasie – szacuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorstw Polskich. – W porównaniu z wiosennym lockdownem to mniej więcej połowa ówczesnych strat – dodaje. Jak wyjaśnia, jeśli chodzi o sektor usług, obecnie mamy zamrożenie działalności w podobnej skali jak w marcu (np. praktycznie zamknięcie galerii handlowych, kin, hoteli czy restauracji), ale zupełnie inaczej wygląda sytuacja w przemyśle. Dotychczas nie zostały przerwane łańcuchy dostaw, nie zanosi się też na zamknięcie granic czy ograniczenia w ruchu tranzytowym. Dlatego firmy produkcyjne czy budowlane mogą działać w miarę bezproblemowo i nie zgłaszają przestojów w produkcji.
– Miejmy nadzieję, że przemysł nie stanie, przede wszystkim dzięki dobrej kondycji naszego głównego partnera handlowego – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. – W Niemczech sytuacja epidemiczna jest w miarę dobra, a niemiecki przemysł korzysta na relatywnie silnym ożywieniu w krajach azjatyckich. Jeśli się to nie zmieni, nasi sąsiedzi mogą ciągnąć w górę polski eksport – zaznacza Borowski. Jego zdaniem PKB w IV kwartale może spaść o 4,5 proc. rok do roku, choć niepewność na rynku jest tak duża, że scenariusze dla gospodarki mogą się szybko zmienić.
Recesja to nic dobrego dla gospodarstw domowych – oznacza wzrost bezrobocia i spadek realnych dochodów do dyspozycji. Co gorsza załamanie na rynku pracy może być nawet bardziej dotkliwe niż wiosną, choć kryzys gospodarczy nie będzie tak głęboki. – Istnieje duże ryzyko, że tym razem nie uda się nam przejść przez ten kryzys suchą stopą – uważa Łukasz Kozłowski.
Wiele zależy od skali wsparcia, jakiego rząd może udzielić gospodarce, tak by ochronić przed likwidacją miejsca pracy, a firmy – przed bankructem. – Z jednej strony mamy sygnały, że pomoc nie będzie tak duża jak podczas pierwszego lockdownu. Z drugiej strony obecne restrykcje najbardziej uderzają w firmy, które jeszcze nie odrobiły strat z wiosny, i wygląda na to, że nie będą miały takich możliwości przez długie miesiące – zaznacza Kozłowski.