Podczas wtorkowej sesji, inwestorzy na warszawskiej giełdzie mogli doświadczyć uczucia deja vu. To co się działo na rynku przypominało bowiem wydarzenia z poniedziałku. 

Znów więc mieliśmy otwarcie sesji na plusie, a później atak podaży. Tak, samo jednak, jak w poniedziałek siła niedźwiedzi była ograniczona. WIG20 w pierwszej części dnia co prawda tracił ponad 0,5 proc., a główny indeks niebezpiecznie zbliżał się do okrągłego poziomu 2300 pkt, jednak podaży zabrakło determinacji by spróbować przetestować te okolice. Byki za to próbowały się odgryzać uderzeniami, ale były one bardzo nieśmiałe. Efekt był taki, że jeśli można było mówić o jakiś emocjach na GPW, to tylko w pierwszym fragmencie sesji. Później przeszliśmy bowiem do męczącego ruchu bocznego. Inna sprawa, że otoczenie też wysyłało nam sprzeczne sygnały. Nieśmiałe wzrosty notował niemiecki DAX, ale to wystarczyło by w ciągu dnia ustanowił on nowy rekord wszechczasów. Na drugim biegunie był z kolei francuski CAC40, który tracił około 1 proc.

Emocja na rynku ropy naftowej

Również początek dnia na Wall Street nie wysłał jakiegoś jasnego przekazu. Tamtejsze indeksy też zaczęł dzień na nieznacznym plusie, by później zejść pod kreską. Nasz WIG20 nie bardzo miał pomysł jak się do tego ustosunkować i najbezpieczniejszym rozwiązanie było po prostu dotrwanie do końca notowań z symboliczną zmiennością. Ostatecznie nasz flagowy indeks zakończył notowania 0,2 proc. pod kreską. Po takiej sesji, jak ta wtorkowa, ciężko jest wyciągać jakieś daleko idące wnioski na kolejne dni giełdowe.

Zmienności nie zabrakło za to na rynku ropy naftowej. Ta we wtorek wyraźnie traciła na wartości wobec braku eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. W pewnym momencie notowań spadki przekraczały nawet ponad 5 proc., a odmiana WTI zjechała poniżej poziomu 70 USD za baryłkę.