Krajowy rynek akcji ma za sobą marny tydzień. Zaczęło się od spadku WIG20 o niemal 2,5 proc., kolejne dni nie przyniosły odreagowania. W czwartek podaż dołożyła jeszcze 1,6 proc., a indeks dużych spółek znalazł się około 100 pkt poniżej zamknięcia poprzedniego tygodnia. Piątkowa sesja od rana układała się po myśli kupujących, choć nie stać ich było na poważniejsze zagrania. Pojawienie się popytu nie było też większym zaskoczeniem, bo wbrew temu, co pokazują giełdy zachodnie, WIG20 jest raczej bliżej dołków z września, a nawet sierpnia, aniżeli tegorocznych szczytów. Przez poziom 2260 pkt, do którego po czworakowej sesji brakowało już tylko 20 pkt, przebiega linia wsparcia poprowadzona przez wspomniane wrześniowe dołki, zatem przy zwyżkach na Zachodzie należało liczyć na reakcję kupujących. Ta – owszem – pojawiła się, ale kupujący działali bez większego przekonania. Po pierwszej godzinie handlu indeks dużych spółek był już bliski 2300 pkt i tu już sił do zwyżek zabrakło. Ostatecznie WIG20 zamknął się w piątek o 0,48 proc. wyżej, ale to wciąż oznacza około 90 pkt straty w tydzień.

Marazm rynku łatwo wytłumaczyć bankami, które nie szły w piątek tym samym tempem. Subindeks tej grupy firm zszedł nawet sporo poniżej minimów z czwartku, ale też zdążył się wybronić i zamknąć powyżej 12 tys. pkt. To może być sygnał zmieniającego się w krótkim terminie nastawienia do banków.