Od rana w Europie główne indeksy akcji były na niewielkim plusie. Potem przeszły na minus, ale znów zaczęły rosnąć po otwarciu w Nowym Jorku, które wypadło niemal na zero.
Dotarcie wskaźników w pobliże ostatnich maksimów najwidoczniej sprowokowało inwestorów do ponownego zastanowienia się, czy papiery nie są przypadkiem za drogie i czy firmy w warunkach bardzo wolno odradzających się po recesji gospodarek będą w stanie sprostać pokładanym w nich nadziejom. Zwłaszcza że niektóre firmy, jak wczoraj Monsanto, amerykański gigant w dziedzinie biotechnologii i nasiennictwa, niespodziewanie ostrzegają przed pogorszeniem wyników finansowych (Monsanto nawet spodziewa się strat). Są też takie, jak wczoraj Procter & Gamble, które podnoszą prognozy, ale wskazania nie są jednoznaczne. Stąd ostrożność.
Także dane z amerykańskiej gospodarki, choć lepsze niż jeszcze w poprzednich miesiącach, nijak nie przystają do tego, co obserwowaliśmy przez ostatnie pół roku na giełdach. Wskazać należy zwłaszcza wciąż bardzo złą kondycję amerykańskiego rynku pracy. Z wczorajszych danych wynika, że liczba nowych bezrobotnych zmniejszyła się o 26 tys., ale wciąż jest bardzo wysoka - wyniosła w zeszłym tygodniu 550 tys. osób. Taki odczyt, choć nieco lepszy od oczekiwań ekonomistów, nie był w stanie poderwać nowojorskich giełd w górę.
Do notowań akcji w Europie nic wczoraj nie wniosła decyzja Banku Anglii, który pozostawił stopy na rekordowo niskim poziomie. Gracze koncentrowali się na branżach sprzedaży detalicznej i technologicznej - akcje z pierwszej traciły, z drugiej zaś zyskiwały.
Surowce przez kilka sesji drożały podobnie jak akcje, ale generalnie radzą sobie słabiej niż one. Indeks CRB Futures, który grupuje notowania 19 surowców z giełd w USA, miał wczoraj do odrobienia jeszcze ponad 5 proc. do tegorocznego szczytu z 5 sierpnia.