To oczywiście na uprzywilejowanej pozycji stawiało niedźwiedzie. Wydawało się wręcz, że będziemy mieli do czynienia z grą do jednej bramki. W miarę jednak upływu czasu byki zaczynały dochodzić do głosu. Proces odrabiania porannych strat był trudny i powolny, ale w połowie sesji WIG20 tracił już tylko około 0,4 proc. Po cichu można było więc liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone i być może jednak druga część dnia przyniesie wzrosty.
Aby jednak tak się stało, potrzebne były sprzyjające warunki. Tymczasem te raczej nie przemawiały na korzyść byków. Spadki oglądaliśmy chociażby na innych europejskich giełdach. Główną nadzieją byli jednak Amerykanie, którzy po dniu przerwy wracali do handlu. Powrót ten nie okazał się jednak zbyt udany. Na początku sesji na Wall Street indeksy zaświeciły na czerwono i to właściwie przekreśliło szansę na to, że Warszawa wyjdzie na plus. Na ostatniej prostej podaż znowu więc przycisnęła i dzień kończyliśmy w stylu, w jakim go rozpoczęliśmy. Ostatecznie WIG20 stracił 0,9 proc. i wrócił w okolice poziomu 2150 pkt. Głównym hamulcowym indeksu okazało się PGNiG. Akcje tej firmy zostały przecenione o 3,4 proc. Słabo prezentował się również KGHM, którego walory straciły 2,6 proc., co było pochodną przeceny miedzi na światowym rynku.
Wtorkowe cofnięcie wpisuje się w ostatnie wydarzenia na warszawskim parkiecie. Popyt nawet jeśli próbuje coś ugrać, to efekty tego są raczej krótkotrwałe. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że WIG20 w tym momencie jest blisko poziomu, z którego rozpoczynał ten rok. ¶