Nie wiem dlaczego, ale po chwili zastanowienia, sprowokowany również dalszą częścią wywiadu, odnoszącą się do algorytmów (uwaga – upraszczam!), doszedłem do wniosku, że poszukiwanie w fizyce „teorii wszystkiego” przypomina trochę próbę doskonalenia przepisów podatkowych. Dla mnie – humanisty, który z matematyką i fizyką miał przez całe życie problem – to porównanie było dość olśniewające.

W zmieniającej się rzeczywistości rynku kapitałowego coraz mniejszą funkcję pełni sam człowiek, a większe, a może nawet największe znaczenie zaczynają odgrywać maszyny. Oczywiście mam na myśli głównie informatykę, za którą stoją algorytmy, działania matematyczne, złożona elektronika i tym podobne. Dość powiedzieć, że już za transakcje giełdowe i inwestowanie odpowiedzialne są w zasadzie roboty, a język operacji przestał przypominać zlecenia na różowych czy niebieskich karteczkach, przekazywane z rąk do rąk, tylko sprowadza się do impulsów elektrycznych. Czy w tym trendzie mieszczą się jeszcze klasyczne podatki?

Nie bez znaczenia jest to, że wspomniałem tu o swoim wykształceniu – humanistycznym. Język podatków, legislacji w ogóle, jest niestety językiem humanistów, czyli ludzi, którzy w pewnym sensie wierzą w to, że rzeczywistość da się opisać w sposób kompletny za pomocą słów. A te są mocno niedoskonałe, w odróżnieniu od liczb czy wzorów. Dlatego m.in. przepisy podatkowe zawierają tyle luk, niedomówień, wieloznaczności czy innych wad, tak charakterystycznych dla każdej „instrukcji użytkowania”, która nie jest algorytmem. Może więc najwyższa pora na zmianę filozofii podejścia.

Podatkowa „teoria wszystkiego”, rozumiana zarówno, jako zbiór zasad pozbawionych luk, jak i zestaw reguł możliwych do odczytania przez każdego, nie powinna być już pisana językiem tradycyjnym. Musi być napisana od nowa – za pomocą wzorów, instrukcji, algorytmów. Teoretycznie jest to możliwe, choć wymagać będzie innego podejścia do problemu „dochodu”, „obrotu”, „wzrostu wartości” czy jakiejkolwiek innej definicji ekonomicznej, która dziś generuje obowiązek podatkowy. Pewne jest bowiem jedno – tak jak rozrastające się do rozmiarów książek instrukcje użytkowania urządzeń elektronicznych nie odpowiadają na wszystkie pytania użytkownika i nie przewidują każdej możliwej awarii sprzętu, tak przepisy podatkowe zapisane w encyklopedycznych komentarzach nie nadążają za postępem.

Teraz jestem przekonany, że kluczem do rozwiązania problemu „głupich podatków” nie jest wybranie do tego zadania grupy prawników, doradców podatkowych czy urzędników o najlepszej nawet wiedzy, ale wyzwolenie pewnej nowej idei wśród informatyków, matematyków czy fizyków, którzy mocą innego typu wyobraźni próbują opisywać pędzący do przodu świat. Z podatkami też sobie pewnie poradzą!